Jak widać, blog już od dawna jest martwy. Była to miła przygoda, pisać dla Was przez tyle lat. Niestety, wszystko kiedyś się kończy. Moje dane w zakładce ,,KONTAKT" nadal są aktualne, jeśli ktoś jest zainteresowany skontaktowaniem się ze mną.


środa, 6 stycznia 2016

Niebezpieczna piękność. Blask księżyca – recenzja

     Notatniki to bardzo przydatne rzeczy, nie można temu zaprzeczyć. Dobrze jest zapisać swoje myśli, zanim znikną w krainie zapomnienia. Są jednak myśli, które nigdy nie powinny zostać przelane na papier... Nastoletni Nonomiya, cyniczny chłopak lubiący obserwować swoje otoczenie, znajduje pewnego dnia w szkole notatnik należący do pięknej koleżanki z klasy, Yoko Tsukimori, lokalnej celebrytki. Okazuje się, że ten niewinny z pozoru zeszycik jest prawdziwym Death Note, ponieważ wypada z niego kartka, na której zapisany jest... Przepis na morderstwo?





Tytuł: ,,Blask księżyca"
Inne tytuły: ,,Gekkou"
Autor: Natsuki Mamiya (historia), Shiromiso (ilustracje)
Wydawca polski: Kotori
Wydawca oryginalny: ASCII Media Works
Gatunek: tajemnica, komedia, psychologiczny, romans, szkolne życie
Grupa docelowa: shounen
Ilość tomów: 1
Cena okładkowa: 24,90zł





     Jeszcze niedawno uważano, że light novel nie przyjmą się w Polsce i nigdy nie rozwinie się u nas rynek ilustrowanych  japońskich książek dla młodzieży. Tymczasem nieoceniony pionier Kotori uraczył nas już drugą lekką powieścią, a w zanadrzu trzyma jeszcze kilka tytułów do wydania. Blask księżyca różni się znacznie od Sword Art Online, to jednotomówka, w dodatku nawet nie w jednej dwudziestej tak popularna. Większość mangowców nie słyszała zbyt wiele o tym tytule, jednak zapowiada się on bardzo zachęcająco...

     Mam naprawdę wielką słabość do tytułów psychologicznych, a gdy okraszone są horrorem i tajemnicami, wprost nie potrafię się im oprzeć. Blask księżyca wydawał się spełnieniem wszystkich moich oczekiwań, opis mnie zaintrygował, do tego przeczytałam kilka pozytywnych opinii. Niestety, szybko zostałam sprowadzona na ziemię. Akcja książki toczy się powoli, w przypadku powieści psychologicznej zazwyczaj nie jest to wadą, ale tutaj naprawdę niewiele się dzieje. Przez większość czasu w zasadzie obserwujemy typowe scenki szkolnego życia, z dodatkiem gierek psychologicznych między dwójką głównych bohaterów. Niestety, nie są one zbyt błyskotliwe, w dialogach nie ma iskry, może zaledwie jakieś tlące się pod grillem węgielki.

     Rozłożenie akcji także pozostawia wiele do życzenia. Dopiero pod koniec zaczyna dziać się coś więcej, a potem nadchodzi zakończenie, które jest tak niesatysfakcjonujące, jak rzadko. Autorka chyba za bardzo ufa czytelnikowi, albo sama nie wie, co właściwie dzieje się w jej własnej książce. Czytelnik odchodzi zaintrygowany, ale jednak głodny porządnej odpowiedzi.

     Powiecie pewnie, że nie dla porywającej fabuły czyta się takie pozycje, ale dla postaci, ich zmian, motywacji, przemyśleń, relacji. Bohaterowie Blasku księżyca to w znaczniej mierze socjopaci, co raczej nikogo nie zdziwi. Nasz męski protagonista, z którego punktu widzenia śledzimy wydarzenia, to znudzony życiem nastolatek. Mimo młodego wieku, tonie we własnym cynizmie po uszy. To typ obserwatora, który siedzi sobie i czujnie śledzi poczynania innych ludzi. Robi za inteligenta, paradoksalnie, jest jednak rozczarowująco mało domyślny i czasem irytująco sztywny.


     Femme fatale Nonomii jest najpiękniejsza dziewczyna w szkole, Yoko Tsukimori, która oprócz olśniewania urodą czaruje również inteligencją. Stworzenie tak do bólu idealne, że nawet jej teoretyczne wady czynią ją jeszcze wspanialszą. Mary Sue do szpiku kości, niebezpieczna manipulatorka, która nie ma żadnych skrupułów. Oczywiście, czuje słabość do naszego głównego bohatera, a jakże. Do Tsukimori można wzdychać podczas lektury, ale raczej nikt nie chciałby spotkać podobnej osoby w prawdziwym życiu.

     Nonomiya i Tsukimori zdecydowanie są najważniejszą parą tancerzy, jednak oprócz nich mamy też trzy inne postacie, które pragną zostać zauważone. Jak na kryminał przystało, pojawił się detektyw z prawdziwego zdarzenia, o bardzo subtelnym imieniu Konan. Cieszyłam się, że wreszcie pojawi się jakaś inna ważna osoba, ale okazało się, że to najgorzej skonstruowana z postaci. Teoretycznie powinien być geniuszem-socjopatą, ale jednak wychodzi to tak sztucznie, że czytelnik nie może powstrzymać się od przewracania oczami. Autorka ma w głowie zbiór cech, które detektyw powinien posiadać, ale nie umie nam ich dobrze pokazać.

Oprócz idealnej we wszystkich możliwych dziedzinach Tsukimori, znajdziemy w książce jeszcze dwie żeńskie postacie. Mari to pracowniczka kawiarni, w której zatrudniony jest główny bohater, tak zwana ,,kobieta bestia". Jest porywcza, dość agresywna i prostolinijna, a także okropnie przerysowana. Bardziej wiarygodną postacią jest Chizuru Usami, typowa dziewczyna z ławki obok, szczera, sympatyczna, dość energiczna. Chłopaki z klasy Nonomii nazywają ją ,,sokiem pomarańczowym" i to naprawdę trafne określenie – panna jest świeża, naturalna i raczej dość zwyczajna.

     Książka ma to do siebie, że zawiera więcej literek niż manga, a jak już jest dużo literek w jednym miejscu, to można zacząć mówić o stylu, w jakim są poukładane. Niestety, prawdę mówili, że SAO jak na light novel jest nieprzyzwoicie dobrze napisane – Blask księżyca prezentuje się pod tym względem znacznie gorzej. Dominują dialogi, które czasem wypadają całkiem zgrabnie, jednak nie ma w nich tej iskry, czegoś, co sprawiłoby, że czytelnik uśmiechnął się lub pomyślał ,,o, jak fajnie to ujęli". Opisy szału nie robią, przedmiotem ich lwiej części jest Yoko Tsukimori, naczytamy się o jej urodzie nie z tego świata, oj naczytamy. Od razu zorientowałam się, że Blask księżyca tłumaczyła inna osoba niż Sword Art Online. Język jest bardziej potoczny, dosadny i mniej gładki, w ten sposób, który wskazywałby raczej na inwencję tłumacza.


     Lekkie powieści z Japonii łączy z mangami to, że zawierają ilustracje w mangowej stylistyce. Te w Blasku księżyca szału nie robią. Wiem, że postacie są ważne, ale praktycznie całkowite ignorowanie teł przez Shiromiso to przesada. Często naprawdę chciałoby się zobaczyć jakąś scenę z dalszej perspektywy, zwłaszcza jedną z końcowych, ponieważ są naprawdę dobrze opisane i utalentowany rysownik mógłby stworzyć w oparciu o nie piękną ilustrację. Niestety, czytelnik musi obejść się smakiem. Ogólnie rysunki są dość szkicowe i niezbyt dopracowane, jedynie kolorowe obrazki pozytywnie się wyróżniają.

     Można spotkać się z naprawdę zróżnicowanymi opiniami na temat wydań Kotori, niektórzy ich nie znoszą, a inni kochają za skrzydełka i sztywne okładki. Zdecydowanie należę do tej drugiej grupy. Często pojawiającym się zarzutem odnośnie light novel od naszego yaoicowego wydawnictwa jest to, że książeczki mają niewielki format, jednak jeśli zrobić rozeznanie, okazuje się, że wiele zwyczajnych książek jest podobnej wielkości, nie wspominając już o wydaniach kiszonkowych, które cieszą się dużą popularnością. Taka jest w sumie idea light novel – nieduża, napisana lekkim językiem pozycja, którą można ze sobą zabrać do szkoły lub pociągu.

     Papier, na którym wydrukowano książkę, jest nadal dobrej jakości, podobnie jak ten w późniejszych tomach SAO. Nie jest śnieżnobiały, co w wypadku obfitującej w tekst light novel mogłoby powodować zmęczenie naszych biednych oczu, ale lekko żółtawy i przyjemny w dotyku. Tomik nie faluje, jest odpowiednio zszyty, nie trzeba się specjalnie męczyć, żeby go rozgiąć, nie ma się też wrażenia, że kartki to dzikie zwierzątka, które chcą prędko uciec z książki. Na początku dostajemy kolorową stronę ze spisem treści i tu pojawia się problem – mamy literówkę. Najgorsze możliwe miejsce. Na szczęście potem chochliki już nie mieszały, ale niesmak pozostaje. 

     Miało być tajemniczo, intrygująco, błyskotliwie. Wyszło jak zwykle. Mary Sue poziomu kosmicznego, cyniczne nastolatki, Konany. Ech. Może zwyczajnie na starość mam za duże wymagania? (myszo, co ty wiesz o starości...)





Moja ocena:
fabuła: 5/10
bohaterowie: 7/10
ilustracje: 6/10
ogólnie: 5/10


30 komentarzy:

  1. SAO to taki mały rodzaj arcydzieła, chociaż z mojej perspektywy gracza, jako powieść, jest mało rozbudowane, ale to light novel, no i nikt by pewnie nie czytał powieści o grze, poza graczami, którzy wgl rzadko czytają. Tam obrazki były przepiękne, miałaś racje, ze najlepsze były te z tłumem.

    Też lubię książki psychologiczne i kryminały, fajnie mi się czytało Clive Cusslera, ale teraz przez ferie się rozleniwiłem i mało w ogóle czytałem, ehh.

    Mi bardzo spodobał się gatunek Light Novel, czyta się lekko i przyjemnie, ale nie mogę brać do szkoły, bo się niszczą i potem wstyd, że ktoś pożycza, a ja niszczę .__.

    Szkoda, że blask księżyca przedstawił się tak monotonnie, ale może faktycznie jesteśmy zbyt wymagającymi czytelnikami i komuś przypadnie do gustu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maly rodzaj arcydziela to juz jednak srogie przegiecie XD
      W ogole skonczylam wszystkie skany Fairy Tail i czuje sie troche.pusta, choc to w sukie bylo dosc slabe.

      Usuń
    2. Może trochę faktycznie przegiąłem, ale jest dość fajne i dobrze skonstruowane C:

      Ja bym chętnie Prison School poczytał, musze jutro za nowymi skanami zobaczyć. Fairy Tail dziwne strasznie, jestem dopiero w 50 rozdziałach gdzieś, a Ty już 500 przeczytałaś XD

      Usuń
    3. 468 gwoli scislosci :D Nie wiem, czy recenzowac, czy jednak nie. Wolalabym poczekac na zakonczenie glownego watku, ale to nastapi za pare lat.

      Usuń
  2. Można się zgodzić z krytycznymi opiniami, bo są zasadne, jednakże z jakiś powodów przypadł mi ten tytuł do gustu. W sumie nie jestem wyrobionym czytelnikiem.

    "Robi za inteligenta, paradoksalnie, jest jednak rozczarowująco mało domyślny i czasem irytująco sztywny"
    Prawda. I w sumie mi to nie przeszkadza, to nawet zabawne jak bardzo czuje się znudzony, cieszy się z pojawienia się interesującej sytuacji, ale potem ma zderzenie z rzeczywistością i okazuje się, że jest rozgrywany prawie tak samo jak Usami przez niego. Już lepsze to niżby miał okazać się być niewiadomo jakim detektywem, który sam będzie 2 kroki przed wszystkimi..

    Yoko jest przerysowana, bez dwóch zdań, ale tutaj wmawiam sobie, że to jest to trochę fakt ukazywania zdarzeń z jego perspektywy.

    Co do zakończenie, mnie właśnie takie bardzo pasuje. Z dwóch powodów. Po pierwsze, po przeczytaniu side-story dziejącej się później, nie jestem pewien czy autorka dałaby radę kontynuować historię, już lepiej zostawić to własnej wyobraźni. Po drugie, jak już wspomniałem, historia jest pokazana z perspektywy bohatera, a jak on sam stwierdził, co by nie zrobił, już nigdy nie będzie w stanie całkowicie udowodnić jej niewinności i zawsze będzie miał jakieś podejrzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie nie moge powiedziec, ze zle mi sie czytalo Blask ksiezyca, nie uwazam tez czasu spedzonego na lekturze za stracony, bo jakies zalety to mimo wszystko jednak ma.
      W ogole dziwi mnie, ze choc ten nasz bohater potrafi domyslic sie jednak pewnych rzeczy, to nawet mu w glowie nie postanie, ze notes mogl zostac zgubiony celowo. Prawda, to bylo nawet dosc.smiechowe i heheszkowe, ale wykonanie zawiodlo.
      Asuna z SAO tez jest przerysowana, ale ja bardziej da sie zniesc i jakos Kirito nie odjedza peron. Mary Sue widziana oczyma nastolatka tez trzeba umiec opisac. W sumie to opisy urody Yoko byly dosc ciekawe, bo nie byly wtorne, jednak czasem granica absurdu zostawala przekroczona.
      Mam wrazenie, ze autorka po prostu sama nie wiedziala, jak to zakonczyc. Otwarte zakonczenia sa w porzadku, ale tu znow zawiodlo wykonanie.

      Usuń
  3. Chciałam to kupić. Dziękuję za ostrzeżenie przed marnowaniem pieniędzy :'D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wlasciwie to nie zaluje wydanych pieniedzy, bo milo miec taka loght novel i wspierac rynek, do tego ja jestem dosc krytycznym czytelnikiem, wiec ksiaki oceniam surowo. Nie moge powiedziec, ze zaluje straconego czasu, bo jednak dobrze sie czyta i jakies zalety sa.

      Usuń
  4. Ja czekam aż wyjdzie novelka, która w końcu mnie zainteresuje. SAO to nie moja bajka, Blasku księżyca po przeczytaniu kilku opinii nie chcę tykać nawet długim kijem, Toradora to podobno to samo co manga, a do mangi jakoś mnie nie ciągnęło, Zerowa Maria też mnie nie kręci. Zostają tylko te novelki z Naruto od JPFu. Gdyby nie to, że lubię Kakashiego i Sakurę to pewnie po też bym nie sięgnęła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tez myslalam, ze SAO to nie moja bajka, bo nie jestem gamerem, tylko mam takich znajomych i wszystko wiem z drugiej reki, ale jednak strasznie mnie ta opowiesc pochlonela.
      Zerowa Maria wlasnie mnie ogromnie intryguje, ponoc ma zlozona fabule, no i moje imie w tytule :) Kocham to, ze tyle ln, mang i anime jest o Mariach.

      Usuń
  5. Akszli fani LNek słyszeli już o Gekkou, gdy dostałam Kindla i zapytałam znajomych o polecanki, to był jeden z najchętniej wymienianych tytułów, bo nie jest aż tak zły jak większość tego chłamu i ma tylko jeden tom :)
    No i w sumie jest lepsze od mojej pierwszej ukończonej na Kindlu książki, pierwszego tomu Mayo Chiki. Ale może dlatego, że to nie miało ukochanej przeze mnie adaptacji anime, więc nie rozczarowało.
    Ta, główny bohater to typowy selfinstert, jest taki "wyjątkowy", "cyniczny" i ma "nietuzinkowe" przemyślenia, zwyczajny nastolatek, znaczy :) I, oczywiście, będąc pretensjonalnym dupkiem o przeciętnym wyglądzie nadal przyciąga lachony :) :) :)
    Wydanie jest rzeczywiście ładne, przyjemnie mi się tomik w ręku trzyma i go przegląda, czytając fragmenty na wyrywki. Szkoda, że książka jest po polsku tak samo zła jak po angielsku, to chyba oznacza, że już w oryginale była syfem.
    Miło jest mi posiadać ten tomik, choć jeśli kiedyś trafię faktyczną pierwszą LN wydaną w Polsce, Ai no kusabi, to będzie to pierwszy i jedyny yaoiec jakiego nabędę, w celach kolekcjonerskich :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No Re Monster to to nie jest, sporo ln to faktycznie kpina z literatury.
      Glowny bohater tak bardzo w tym typowy <3
      He, przy niektorych ln musze sprawdzac wersje polska, angielska, romaji i niemiecka, zeby sie upewnic, ze to naprawde taki syf. Jakies gamerskie opka o reinkarnacjach lub pierdolki z ladnymi lasencjami, SAO przy tym jest arcydzielem literackim.
      He, w naszej mangowej bibliotece pojawil sie Wild Rock, wiec moze legendarna Milosc na Uwiezi tez sie trafi. Musze sie przekonac, czy to naprawde tak zle zrobione.
      Btw, nie bede palic na stosie za brak fanienia HP, czemu masz mnie za takiego ludzia :/// To, ze czytam yaoi, nie znaczy, ze jestem mentalno gimbazo :///

      Usuń
    2. Miłość na Uwięzi jest właśnie dość ciężko dorwać, pewnie miała niski nakład i już tylko kolekcjonerzy to mają. A jak się trafi to pewnie znowu ostro przepłacę. Tym bardziej, że nie zależy mi na niej aż tak bardzo jak na dwóch tomach Usagiego Yojimbo, które się wreszcie udało niedawno dorwać za trzykrotność ceny okładkowej (i jeszcze facet zostawił paragon z Imago w jednym, z którego się dowiedziałam, że sam zapłacił mniej o jakieś 95 groszy ;_;), ale to moja ulubiona seria komiksowa i z chęcią mogę żreć trawę i igliwie dla niej.
      Przecież wiem, że nie będziesz, dlatego przyznaję się do nielubienia (a w sumie raczej znudzenia, bo za podstawówki uwielbiałam) Potterami właśnie Tobie ;) Tym faktycznym religijnym fanatykom wolę nie przypominać, że nie wszyscy mają takie same upodobania jak oni, bo mogą nie przeżyć takiego ciosu w światopogląd ;) W sumie, fani Pratchetta są dość podobni, może to fantasy ma taki zły wpływ na ludzi, może faktycznie ta magia szkodzi?

      Usuń
    3. Nasza biblioteka zdobywa powoli wszystko, czego znalezc nie mozna. Metropolis, mangi Saishy, kompendia Waneko, wszyćko. Moze wiec Ao no Kusabi tez przybedzie. Co ten Usagi taki rzadki D: Gorzej niz Zrozpaczony Nauczyciel w ingliszu jak widze chyba.
      W sumie kiedys mialam okres znudzenia Potterem, bo ,,wolalam ambitniejsze rzeczy", hehe XD Ale ogolnie doceniam swiezosc pomyslu (jednak w tym czasie ta seria zatrzesla swiatem literackim), zlozonosc swiata przedstawionego i przemyslana fabule. No i to, ze.mamy przystepny jezyk, ale bez przesady. Hihi, a ja czytalam tylko Kolor magii z Dysku i trzy ksiazki o Tiffany, hihi, i Dobry omen, i ciagle twierdze, ze, hihi, Pratchett powinien zostac przy sci-fi z Warstw Wszechswiata (aka Dysku) :// To sie nazywa niepopularna opinia!
      Fantasy szkodzi, moja babcia uwaza, ze powoduje niebezpieczne odrealnienie, tak to nazywa. Babcia zna sie na tym, jest bibliotekarka.

      Usuń
  6. Czy bez tych rysunków charakterystycznych dla mangi byłaby to powieść jakich wiele? Czy też coś ją różni od naszych rodzimych powieści? Chciałabym zrozumieć różnicę, jeśli jest...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogolnie light novel to po prostu specyficzny rodzaj ksiazek. To kilka waznych cech:
      1. Obecnosc obrazkow mangowych.
      2. Zwykle prosty jezyk, z dominacja dialogow lub przemyslen bohatera narratora.
      3. Ksiazka kierowana do mlodych, wiec bohaterowie tez zwykle mlodzi.
      4. Styl pisania specyficzny, jakby autor widzial oczyma wyobrazni kadry mangi lub slyszal glosy seiyu z anime, ciezko opisac, ale ma sie takie uczucie podczas czytania.
      5. Ogolnie schematy postaci i fabularne typowe dla postaci z mangi i anime i ogolnie japonskiej popkultury.
      6. Czesto maly format, wydania kieszonkowe.
      7. Wielotomowosc, serie majace 10 czy 20 tomow nie sa rzadkoscia.

      Tak to mniej wiecej wyglada. :D

      Usuń
  7. Skoro to jedna z nielicznych jak na razie LN u nas, z początku planowałam ją kupić, ale szybko się rozmyśliłam, a kilka niezbyt pochlebnych opinii utwierdziło mnie w tej decyzji. Szkoda, że Blask księżyca wypadł tak kiepsko. A co do teł, to rzeczywiście dobrze byłoby się nieco bardziej wysilić, zwłaszcza że w LN nie ma przecież tyle rysowania, co w mandze. Oby następny wybór wydawnictwa okazał się bardziej trafiony, bo chętnie zaopatrzyłabym się w jakieś LN. :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie jednak warto to kupic, bo LN i nawet niezle czytadlo. Nie wolno tylko oczekiwac kryminalu i ogolnie arcydziela.

      Usuń
  8. To była bardzo, bardzo, bardzo rozczarowująca lektura (oczywiście piszę tu o LN, a nie o Twoim tekście, który świetnie opisuje to "dzieło" ;)). Przez Blask księżyca zraziłam się do novelek -.-

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wszystkie ln takie sa :D SAO jest na przyklad znacznie lepsze. All you need is kill tez jet na wyzszym poziomie. Z niewydanych u nas czytalam calkiem niezle Another Note, ale nie wiem, jak by prezentowalo sie in polisz.

      Usuń
  9. Mam podobne zdanie o tej "książce" jak Ty. Nie pamiętam kiedy ostatnio czytałam coś tak kiepskiego. Pomysł na fabułę był ciekawy i naprawdę można było z tego zrobić dobrą opowieść. Ale chyba autorce zabrakło umiejętności.

    Przeszkadzała mi też "mangowość" tej książki. Czyta się to jak mangę bez obrazków/scenariusz anime. To, co sprawdza się w komiksie/animacji, przeszkadza w książce. Wyjaśniono mi już, że jest to typowa cecha większości light novel, więc raczej nie sięgnę po inne pozycje tego typu. Wolę "klasyczne" książki.

    Może zabrzmi to brutalnie, ale "Blask Księżyca" to dla mnie makulatura, a nie literatura:/.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogolnie czytam duzo marnych ksiazek i mang, wiec wyrobilam sobie odpornosc :D Tez mam wrazenie, ze koncepcja byla ciekawa, gdyby nie byla, to tyle osob nie rzuciloby sie na te ksiazke, skuszonych opisem fabuly. Autorka chyba powinna poczekac pare lat z wydaniem, najwieksza wada tej ksiazki jest niedojrzalosc.literacka.

      O dziwo w innych ln tak mi ta mangowosc nie przeszkadzala, moze lubie taka narracje, a moze to tu jest jakos szczegolnie zle zrobiona. SAO na przyklad czyta mi sie naprawde fajnie, wciaga okrutnie.
      Bez przesady, jest masa gorszych ksiazek i light novel tez :D

      Usuń
  10. Według mnie to i tak fajnie, że w Polsce ruszyły LN. Małymi kroczkami będzie ich coraz więcej, więc i wybór będzie jeszcze lepsze :D

    Za ten tytuł się nie wezmę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak czekalam na LN, ze teraz wariuje ze szczescia :D Moze nawet turbodroga Toradora za pisiont zlotych kupie.

      Usuń
  11. Uff, całe szczęście nie wydałam na to hajsu :v

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, moglo byc gorzej, mozna by kupowac Kotleta.

      Usuń
  12. Projekty postaci strasznie przypominają mi te z Yahari -,-. A opis właśnie Death Nota. Zastanawiałam się nad kupnem, ale już zbyt dużo złego się naczytałam XD. To może ja po prostu przeczytam sobie starego, dobrego Poirota C:.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, jakis fan Christie :D Poirot najlepszy, choc poczatkow go nie lubilam. Christie to poziom wyzej od wiekszoci kryminalow C:

      Usuń
  13. Boję się socjopatów. Nawet w książkach ;o

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko zalezy jakich socjopatow :D Nasza bohaterka jest juz psychopatoa bez dwoch zdan...

      Usuń