Jak widać, blog już od dawna jest martwy. Była to miła przygoda, pisać dla Was przez tyle lat. Niestety, wszystko kiedyś się kończy. Moje dane w zakładce ,,KONTAKT" nadal są aktualne, jeśli ktoś jest zainteresowany skontaktowaniem się ze mną.


czwartek, 29 grudnia 2016

Yuri!!! on Ice – recenzja

     Pewien bohater komediowego filmu powiedział kiedyś, że po co robić męsko-męski duet na lodzie, skoro łyżwiarstwo figurowe samo w sobie jest już dostatecznie gejowskie. Jak dobrze, że Mitsurō Kubo uważała inaczej.






Tytuł: ,,Yuri!!! on Ice", ,,Yuri!!! on ICE"
Gatunek: sportowe, okruchy życia, dramat, shounen-ai
Ilość odcinków: 12
Autor: Mitsurō Kubo
Ryżyser: Sayo Yamamoto
Studio: Mappa





     Najpierw pojawiły się piękne zwiastuny, które początkowo zaciekawiły jedynie nielicznych wielbicieli anime. Kto wtedy rozpoznał w tych trailerach jeźdźców zwiastujących apokalipsę, która poruszy fandom w posadach? *Potem zaczęło wyciekać coraz więcej ciekawych materiałów, aż w końcu pojawił się pierwszy odcinek. I kolejny, i jeszcze jeden. A z każdym entuzjazm fanów wzrastał, aż w końcu doprowadził do załamania serwerów połowy stron z anime, a nawet Tumblra i MALa. Kto by pomyślał...



     Sport wymaga nie tylko treningów fizycznych, ale również odpowiednio silnej psychiki. Yuri Katsuki** jest na to żywym dowodem. Choć jest najlepszym łyżwiarzem Japonii i ma sporo doświadczenia oraz umiejętności, przez problemy ze stresem nie udaje mu się osiągnąć sukcesu w finale Grand Prix, co powoduje, że pogrąża się w depresji i myśli o skończeniu kariery. Tak nie może być, przecież w takim wypadku nie byłoby materiału na anime! Szczęśliwym trafem nagranie, na którym podstępne dziewczynki uwieczniły Yuriego wykonującego układ swojego idola, Victora Nikiforova, trafia do samego zainteresowanego. Victor to nie byle kto – żywa legenda, pięciokrotny zwycięzca finału Grand Prix, słynący nie tylko z niezwykłych umiejętności, ale również intrygującej urody. Pomyślcie, jak Yuri musiał się zdziwić, kiedy ten niesamowity człowiek we własnej osobie zjawił się w jego japońskim domu i w dodatku ogłosił, że od dziś zamierza trenować naszego pogrążonego w czarnej rozpaczy łyżwiarza. Jeśli myślicie, że oto jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki nastanie kres kłopotów Yuriego, to grubo się mylicie, bowiem z Rosji za Victorem przybędzie pewien narwany jasnowłosy łyżwiarz, a to dopiero początek... 


     Żeby dalej rozwodzić się nad tym anime, wypadałoby lepiej przedstawić głównych bohaterów, a są oni naprawdę interesujący. Większość czasu antenowego kradną dla siebie Yuri i Victor, którzy stanowią chyba najciekawszy i najsympatyczniejszy duet, jaki widziałam od dawna. Victor, choć jego pierś aż pięć razy zdobił złoty medal, w kontaktach prywatnych jest lekkoduchem, który zachowuje się uroczo nieporadnie, a Yuri to wypełniony czarnymi myślami kluskowaty emo i na tym kończymy naszą analizę. O nie, nie w tym anime! Z każdym odcinkiem dowiadujemy się o bohaterach czegoś nowego, ich charaktery okazują się zaskakująco skomplikowane. Wiele osób skupia się głownie na Victorze, którego poczucie humoru, urok i styl bycia są po prostu obezwładniającego, jednak według mnie to Yuri jest tutaj ciekawszy. Dawno nie widziałam równie realistycznej i sympatycznej postaci, która łączy w sobie wiele skrajnych cech, jednak jej charakter jest zarazem bardzo spójny i naturalny. Przyznajcie, nikt nie lubi angstujących bohaterów, mało nam taki Shinji-kun krwi napsuł? A tutaj niespodzianka, udało się pokazać postać, która ma naprawdę poważne problemy z poczuciem własnej wartości i radzeniem sobie ze stresem, nie czyniąc jej jednocześnie irytującym emo. Rozterki Yuriego pokazane są w bardzo wiarygodny sposób i pewnie wielu widzów nieraz miało ochotę wyściskać tę smutną kluskę. Warto też zwrócić uwagę na to, że choć Yuri ma skrajnie niskie mniemanie o sobie, to nigdy nie był typową nieogarniętą ciapą z shounena. Już na samym starcie poznajemy go jako najlepszego łyżwiarza Japonii i szóstego zawodnika na świecie, który ma całkiem spore doświadczenie i wiele umiejętności, tylko nie potrafi odpowiednio wykorzystać swojego potencjału i po prostu brakuje mu odpowiedniego wsparcia. 


     Tutaj na scenę wchodzi Victor, który jest właśnie odpowiednią osobą, żeby pomóc biedakowi ruszyć dalej. Interesujące jest, że choć Yuri wiarą we własne siły nie grzeszy i często wygląda jak kłębek nerwów, to pomimo tego od samego początku daje się nam poznać jako osoba całkiem rozsądna i dojrzała, wystarczy dać mu tylko trochę oparcia i pomóc okiełznać stres, żeby wyszło na jaw, że w tym chłopaku drzemie ukryta całkiem inna osobowość. Z drugiej strony mamy Victora, który osiągnął już praktycznie wszystko, co tylko mógł, i zaczął dokuczać mu brak nowych wyzwań, do tego dotarło do niego, że w jego życiu jednak czegoś brakuje. Spróbowanie swoich sił jako trener Japończyka to dla niego szansa na przerwanie nudy i wypełnienie czymś pustki w życiu. Istotne, że Victor może i jest wybitnym łyżwiarzem, ale to nie oznacza, że automatycznie jest również świetnym trenerem. On też miewa chwile zwątpienia, czasem nie wie, co powinien zrobić, bywa niepewny i zagubiony w nowej roli, a Yuri potrafi to zauważyć. Obserwowanie rozwoju relacji dwójki głównych bohaterów, tego, jak wzajemnie na siebie wpływają i przez to zmieniają, jest jedną z najlepszych rzeczy, jakie ma do zaoferowania to anime, ich związek jest realistyczny i fascynujący.

Nie, to anime nie jest gejowe. Wcale. 

      Zaraz, zaraz, jak to związek? Biedni ludzie, którzy dali się złapać na słowo ,,yuri" w tytule, owszem, dostaniecie homoerotyczny związek, ale niekoniecznie taki, o jak Wam chodziło... Już po emisji pierwszych odcinków w Internecie rozgorzała burza, każdy miał swoją własną wizję tego, w jakim kierunku powinna się potoczyć znajomość dwóch łyżwiarzy, każdy miał własną interpretację dwuznacznych słów i gestów. Niektórzy twierdzili, że to tylko fanserwis dla fejmu, inni upierali się z uporem godnym lepszej sprawy, że między tymi panami nic nie ma, to tylko przyjaźń. Im dalej w las, tym więcej drzew, im dalej w fabułę, tym więcej sugestii. Po każdym odcinku w fandomie wrzało, pojawiały się różne szalone teorie, które wyśmiewano, a potem pojawiał się kolejny odcinek, w którym działy się takie rzeczy, że ,,nieprawdopodobne" wizje fanek mogły się przy nich schować. Dawno zostały przekroczone granice, przed którymi nietypową relację między Yurim i Victorem można było nazwać po prostu fanserwisem. Po obejrzeniu całości nikt chyba nie jest w stanie twierdzić, że między Yurim i jego przystojnym trenerem z Rosji nie ma nic poza przyjaźnią, a reszta to tylko nadinterpretacja fanek. Nigdy nie należałam do osób, które lubią wyszukiwać yaoistyczne podteksty tam, gdzie ich nie ma, przecież dość jest BLek na świecie, ale w przypadku YoI wnioski są zbyt oczywiste. Pomińmy już nawet takie rzeczy jak słynny Pocałunek Schrödingera, popatrzmy raczej na to, jak bohaterowie się do siebie odnoszą, jak na siebie patrzą, jak się sobie zwierzają, jakim są dla siebie wsparciem, jakie rzeczy deklarują i jak intymny łączy ich kontakt – dla mnie właśnie to dobitnie świadczy o charakterze ich relacji. Zabawne jest to, że gdyby któryś z bohaterów był płci żeńskiej, to absolutnie nikt nie podałby w wątpliwość tego, że łączy ich romans. Widziałam naprawdę wiele anime i mang, w których niekwestionowane związki miały zdecydowanie słabsze podstawy. Może teraz narażę się paru osobom, ale według mnie Yuri!!! on Ice nie jest shounen-ai, tylko po prostu serią, w której mamy związek bohaterów niehetero. Zaskakujące jest, jak naturalnie wypada relacja Yuriego i Victora, zdecydowanie nie jest ona wciśnięta do tego anime na siłę, żeby jedynie podbić sobie ładnie słupki popularności. Sporo osób narzeka, że rozwój relacji następuje zbyt szybko, ale jeśli przypomnimy sobie, że widzimy jedynie najważniejsze wycinki z życia bohaterów i między kolejnymi odcinkami nierzadko minęły tygodnie, tempo nie wydaje się już tak szaleńcze. Po emisji ostatniej części posypały się głosy krytyki, że zabrakło kropki nad i, jakiegoś podsumowania. Może narażę się teraz na spalenie na stosie, ale uważam, że zakończenie serii całkiem wyraźnie pokazywało, jak to z naszymi bohaterami naprawdę jest. Jeśli wie się choć trochę o łyżwiarstwie, to bez wątpienia zauważy się, jak oczywistą manifestacją jest jedna z końcowych scen, w tym sporcie takie coś nigdy jeszcze się nie wydarzyło. Pamiętajmy, że całe YoI jest anime wręcz wypełnionym delikatnymi sugestiami i szczegółami, nie tylko jeśli chodzi o związek dwóch przystojnych łyżwiarzy, relacje innych bohaterów i różne niuanse na temat ich charakterów pokazywane są często równie subtelnie. Czy ktoś zauważył, kim jest ukochany Sary i co oznaczała scena z ukoronowaniem Chrisa wiankiem? Według mnie zakończenie kontynuuje jedynie specyficzną narrację tego anime. 


     Na naszej uroczej parze obsada się nie kończy, jednak nie da się nie zauważyć, że pozostali bohaterowie dostali znacznie mniej czasu na wizji. Nie znaczy to jednak, że są nieciekawi i można ich pominąć, o nie! Zaraz po Victorze i Yurim najbardziej wyróżnia się... Yuri, ale nie Katsuki, tylko Plisetsky (ciekawostka: polski zapis cyrylicy lepiej oddaje właściwą wymowę, w końcu jedna rodzina językowa, i po naszemu to będzie Plisiecki, nie musicie sobie łamać języka), młody łyżwiarz z Rosji, którego bardzo denerwuje, że ktoś inny w tej branży śmie mieć prawie tak samo na imię jak on, a jeszcze bardziej z równowagi wyprowadza go to, że dla wygody wszyscy postanowili wołać na niego Yurio. W sumie co go nie wyprowadza z równowagi... Yurio ma zaledwie piętnaście lat, ale jego umiejętności stawiają go wśród najlepszych łyżwiarzy. Uznał, że japoński Yuri jest jego głównym przeciwnikiem i postanowił całkowicie zmiażdżyć go w finale Grand Prix. Yurio ze swoją blond czupryną i piękną twarzyczką wygląda na delikatnego i wrażliwego chłopca, dlatego nazywany bywa rosyjską wróżką, jednak pewnie nikogo, kto już trochę anime widział, nie zdziwi, że jego osobowość nijak nie pasuje do wyglądu. Śliczny Rosjanin to typowy młody gniewny, który chce wszystkim pokazać, gdzie raki zimują, tsunderzy aż miło i stosuje brutalną przemoc. Nie jest na szczęście jednowymiarowy i ma też sporo miłych momentów, dzięki którym możemy się przekonać, że to w gruncie rzeczy całkiem pozytywna osoba, tylko po prostu jeszcze bardzo młoda. Ogromnie podoba mi się kontrast, jaki tworzy z drugim Yurim, w pewnych momentach wyraźnie widać między nimi różnicę wieku i odmienne podejście do życia. W pierwszych odcinkach ma miejsce piękna scena, kiedy Yurio jak zwykle lży biedną klusię z Japonii, prowokuje i krzyczy, a rzeczona klusia po prostu stoi i lekko się uśmiecha. Właśnie interakcje z Yurio często uświadamiają widzowi, że Yuri Katsuki może i ma problemy z samooceną i działaniem pod presją, ale to nadal dorosły człowiek, który umie zachować się dojrzale, potrafi być zdecydowany i całkiem dobrze odczytuje intencje innych.


     Reszta bohaterów to z pewnością gromada barwna, ale niestety, trochę potraktowana po macoszemu, ale cóż się dziwić, dostaliśmy jedynie dwanaście odcinków, a nie może być tak, że wszyscy będą równie istotni. Z grona postaci wyróżnia się bez wątpienia Chris, który jest żywą parodią wszystkich tych łyżwiarzy, którzy na lodzie są trochę zbyt wyzwoleni i erotyczni. Za każdym razem po jego występie ogarniała mnie duma, że jednak udało mu się nie zaznać ostatecznego spełniania wprost na lodzie, brawo Chris. Ten człowiek niejednokrotnie przyprawi o spotkanie dłoni z czołem, ale nie jest jedynie papierowym Elementem Komicznym i również ma swoje problemy. W tle majaczy rodzeństwo łyżwiarzy, których łączą nieco zbyt silne uczucia, jednak zanim z krzykiem uciekniecie przed incestem uprzedzę, że zarówno piękna Sara jak i przystojny Michele doskonale zdają sobie sprawę z toksyczności swojej relacji i potrafią podjąć odpowiednie kroki. Z ważniejszych postaci jest jeszcze Jean-Jackques Leroy, przepraszam, King JJ, który ma ego wielkości Ziemi Baffina, a przynajmniej sprawia takie wrażenie. Nie można zapomnieć o naczelnym paparazzi, głosie fandomu, władcy chomików, czyli Phichicie, którego chyba nie da się nie lubić. Yuri!!! on Ice to anime bardzo przewrotne, nie raz przypomina nam, że może i ludzie bywają różni, ale są po prostu tylko ludźmi, przez co potrafi nas zaskoczyć. To nie jest łatwe, sprawić, żeby widz na przestrzeni jednego odcinka całkiem zmienił zdanie na temat jakiegoś bohatera, który w zasadzie nawet nie jest w tym anime najważniejszy. 

Piczitto-kun Władca Chomików

     Rzuca się w oczy, że Yuri!!! on Ice zdecydowanie najbliżej do okruchów życia, do tego takich z krainy seinenów. Mamy sport, który odgrywa bardzo ważną rolę, mamy romans, ale wszystko to jest pokazywane w specyficzny sposób, jednocześnie spokojny, ale zarazem niesamowicie poruszający. Wiele rzeczy, które pozornie nie mają sensu, okazuje się ważnymi wskazówkami. Dostajemy humor, często dosadny, dostajemy akcję, lecz nadal jest w tej serii bardzo wiele subtelności, sporo ciężkiego do sprecyzowania i ubrania w słowa artyzmu. Największa siła tego anime leży moim zdaniem w tym, jak potężnie działa ono na emocje. Ludzie szukają w popkulturze, w tym także anime, różnych rzeczy, niektórzy chcą się poszerzyć horyzonty, inni zabić czas lub znaleźć inspirację, ale nie można chyba zaprzeczyć, że wielu z nas chce po prostu emocji, pragnie się wzruszyć, wczuć w historię, poczuć niecierpliwość, radość, zdenerwowanie, zaciekawienie. Nie należę do osób, które przeżywają co drugą serię, dlatego było dla mnie szokiem to, że nawet ja tak bardzo wciągnęłam się w oglądanie i przeżywałam każdy odcinek. Często oglądając anime nie jesteśmy w stanie przejąć się fabułą, bo doskonale wiemy, jak dalej potoczy się historia, natomiast Yuri!!! on Ice jest w dużej mierze nieprzewidywalne. Tutaj nie ma taryfy ulgowej, każdy może popełnić błąd w kluczowym momencie, nawet główny bohater, nie ma żadnego ochronnego parasola wiszącego nad protagonistą, a życie często bywa dość okrutne i nie do końca sprawiedliwe. Myślę, że to właśnie to, jak łatwo YoI wprawia w drżenie nasze kokoro, odpowiada po części za fenomen tego anime. 

It's JJ style!

     Co jeszcze w tym anime jest takiego, że wybiło się z morza innych serii i dosłownie opętało tysiące dusz? Zacznijmy od samych założeń fabularnych. Każdy gatunek rządzi się swoimi prawami, tak też jest oczywiście z seriami sportowymi. Zazwyczaj mniej więcej wiemy, czego można się po nich spodziewać, tymczasem Yuri!!! on Ice, choć bez wątpienia opowiada o sporcie, ciężko nawet sportówką sensu stricte nazwać. Pomińmy już to, że łyżwiarstwo figurowe raczej nie jest sportem, który często widujemy w mangach i anime. Spójrzmy na samego głównego bohatera – Yuri nie jest kolejnym dzieciakiem, który marzy, żeby być najlepszym w Japonii (tu wstaw jakiekolwiek Typowe Marzenie), cierpi na syndrom młodego gniewnego i cechuje się oślim uporem. O nie. Yuri jest już doświadczonym łyżwiarzem, który ma całkiem inne problemy niż typowy ambitny licealista. Od samego początku uwagę zwraca też realistyczne podejście do pokazywanego sportu. Przywykliśmy, że w sportówkach często trafiają się wszelkiego rodzaju supermoce, a brak logiki jest na porządku dziennym. Tymczasem Yuri!!! on Ice podeszło do tematu na poważnie, za choreografię bohaterów odpowiadał zawodowy łyżwiarz, przez co nie uświadczymy jakiś ekscesów nie na miarę normalnego człowieka, ba, nawet stroje, w których pomykają na lodzie nasze chłopaczki były tak pieczołowicie projektowane, że do szkiców dołączano próbki materiałów. Jest tylko jedna mała rzecz, do której można się trochę przyczepić, mianowicie czasem dziwna punktacja sędziów i zbytnia poufałość między zawodnikami, ale jeśli to jest największy zarzut, który można postawić merytorycznemu przygotowaniu anime sportowego, to znaczy, że jest więcej niż bardzo dobrze. Jako ciekawostkę dodam, że nawet sceny tańca na rurze, które pojawiają się w humorystycznej otoczce, są przygotowane w oparciu o faktycznie istniejące w pole dance figury. 


     Całkiem sporo ludzi obawia się, że Yuri!!! on Ice nie jest anime dla nich, ponieważ nigdy nie interesowali się łyżwiarstwem figurowym i mogą nie zrozumieć, o co chodzi. Spokojnie, nawet kompletny laik w dziedzinie sportów zimowych będzie w stanie czerpać przyjemność z oglądania, bo większość nurtujących widza kwestii zostanie stosowanie wyjaśniona. Nie ukrywam jednak, że fani łyżwiarstwa będą mieli trochę więcej zabawy podczas oglądania, bo YoI zawiera ogromną ilość różnych nawiązań i smaczków, nie ograniczają się one jednak tylko do świata sportu. Twórcy luźno inspirowali się kilkoma faktycznie istniejącymi łyżwiarzami, ale to jedynie ciekawostka dla tych, którzy lubią widzieć i wiedzieć więcej. Yuri!!! on Ice osiągnęło też to, co udaje się rzadko – dotarło do samych zainteresowanych, czyli światowej czołówki łyżwiarzy figurowych. Nie jest tajemnicą, że jeden z najbardziej utytułowanych łyżwiarzy świata, czyli Jewgienij Pluszczenko lubi YoI, a obecna mistrzyni świata kobiet jest naczelną fanką Victuuri i nawet pochwaliła się swoim cosplajem Yuriego. To chyba świadczy samo za siebie o rzetelności, z jaką YoI podchodzi do prezentowanego sportu. 



     Niestety, pora przejść do rzeczy zdecydowanie mniej przyjemnych, a mianowicie grafiki. Łyżwiarstwo figurowe jest sportem, który kładzie duży nacisk na walory estetyczne, więc anime powinno to odpowiednio oddać, prawda? Zwiastuny zapowiadały po prostu cuda na kiju, jeśli chodzi o animację, pierwszy odcinek również pokazał klasę, niestety, potem smutna rzeczywistość uderzyła i jakość grafiki spadła. Oj bardzo spadła. Nie chodzi o to, że YoI jest brzydkie, bo to nieprawda, kreska jest śliczna (ach, te zarumienione noski!) i zdarza się wiele naprawdę pięknie zanimowanych scen, jednak zdecydowanie zbyt często dostajemy po oczach jakimiś maszkaronami. Boli to zwłaszcza podczas oglądania występów, czasem anatomia szaleje, czasem znikają szczegóły, niewesoło. Ból wzmaga podwójnie to, że kiedy budżet i czas pozwoli, pojawiają się sceny cieszące oko i wydają się szydzić ,,patrz, tak mogłoby wyglądać całe to anime". Pozostaje mieć tylko nadzieję, że kiedy powstanie dalszy ciąg (no hej, to jest dobry biznes!), to grafika nie będzie już tak nierówna. 

Tak, w tym anime padają takie kwestie i nawet nie wydają się dziwne podczas oglądania.

      Całe szczęście, że kiedy grafika niedomaga, to można sobie przynajmniej posłuchać, a jest czego! Mam tendencję do odbierania anime w dużym stopniu za pomocą zmysłu słuchu, a YoI było dla niego po prostu ucztą. Mówiąc z łapką na sercu, dawno nie spotkałam się z tak dobrym, świeżym i bogatym OSTem w jakimś anime. Utworów jest wiele i do tego ogromnie różnorodnych, już same podkłady, do których jeżdżą nasi bohaterowie są po prostu mistrzowskie i nie sposób ich wyrzucić z pamięci, pozornie proste, ale robiące wrażenie. In Regards to Love-Eros-, Yuri on ICE czy trochę niedoceniony Theme of King JJ, to jest przecież po prostu coś wspaniałego, coś, czego się nie słyszy w każdym anime. Do tego kiedy powstrzymamy szalejące emocje podczas różnych poruszających scen, odkryjemy, że im również towarzyszy pierwszorzędna oprawa muzyczna. Opening History Maker to taki utwór, który za każdym odtworzeniem brzmi jeszcze lepiej i mimo towarzyszącej mu prostej animacji, szybko wbił się na wysokie miejsce w mojej prywatnej liście ulubionych openingów, jest w nim coś tak pięknie zimowego i pięknego. Zwróćcie uwagę na to, że jest śpiewany po angielsku, a nie w ingriszu, jak to zazwyczaj bywa. 


     Jeśli już przy doznaniach słuchowych jesteśmy, to olbrzymie brawa należą się seiyu, którzy nadali bohaterom jeszcze więcej charakteru. Wydawałoby się, że to nie są jakieś trudne role, ale to tylko złudzenie. W przypadku wielu dialogów w tym anime duże znaczenie ma każda niewielka zmiana tonu, pięknie to widać zwłaszcza w wypowiedziach Victora, któremu głosu użyczył doświadczony Suwabe Junichi. Dzięki YoI na nowo odkryłam też seiyu, na którego wcześniej nigdy specjalnie nie zwróciłam uwagi, a jest nim Toyonaga Toshiyuki, bez którego Yuri Katsuki na pewno nie byłby tym samym łyżwiarzem o kruchym serduszku. Mam ogromny szacunek do tego seiyu, idealnie udźwignął wszystkie wcielenia Yuriego, uchwycił wszystkie targające tą pełną emocji potrawką wieprzową uczucia i błyszczał nawet bardziej niż Suwabe Junichi. W gronie seiyu znalazł się też uwielbiany przeze mnie Jun Fukuyama, ale nie otrzymał zbyt dużej roli, za to Mamoru Miyano mógł trochę pobawić się z JJem. Uchiyama Kōki również czynił cuda, krzycząc obelgi jako rosyjska wróżka, aż przyjemnie było słuchać tych wszystkich niemiłych słów. Intryguje mnie, że bohaterowie YoI to międzynarodowa zbieranina, jednak wszyscy przez większość czasu mówią po japońsku, wtrącając jedynie pewne określenia w innych językach, ale kładę to na karb koniecznych uproszczeń związanych z anime jako medium. Przyjmuję po prostu, że postacie porozumiewają się po angielsku, co w zasadzie wydaje się rozsądne, bo czasem można odczuć coś na kształt bariery językowej, a Yuri przykładowo spędził sporo czasu w Stanach. 

To ja.

     Było kiedyś takie anime, które może i miało wady, ale i tak każdym odcinkiem rozbijało nam kokoro, a kolejnym sklejało je na nowo, tylko po to, żeby znów je rozbić. Było kiedyś takie anime, które spowodowało, że ludzie zasypywali Internet teoriami i spekulacjami. Było kiedyś takie anime, które pomimo pozornej lekkości i naiwności zaskakiwało dojrzałością. Było sobie kiedyś takie anime o panach na lodzie, które poleciłabym każdemu, bo po prostu warto spróbować i grzechem byłoby po prostu przejść koło niego obojętnie. 

Moja ocena:
fabuła: 9/10
bohaterowie: 10/10
grafika: 7/10
muzyka: 10/10

ogólnie: 9,5/10


*Tak, wiem kto, tak, miałaś rację :D
**Zastosowałam taki zapis imion, bo oficjalne grafiki. 

56 komentarzy:

  1. Siła fandomu YoI została właśnie pokazana, kiedy Tumblr i MAL się popsuł XDXDXDXD
    'to tylko przyjaźń' ahahahahahahahahahahahaha nadal nie wierzę, że ludzie mogli być na tyle głupi, żeby tak twierdzić XD a ja ich geiłam od początku i przeczuwałam, że to jednak będzie takie 'a się nie spodziewaliście, że damy wam gejami po ryju, także macie, o to para gejów gejących się na lodzie, cieszta się'. Moje fujoshi kokoro zostało rozbite na drobne kawałeczki
    Seiyuu to złoto, Suwabe mógłby gwałcić swoim głosem, potwierdzone info. Zresztą przy YoI zgwałcił swoim głosem nie jeden raz XD
    jak to 9,5/10, ja bym dała jakieś 1000000/10 XDDDDD to nic że te muminy na lodzie to było zło XDXD
    świetna recenzja :D <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, sama byłam wśród ludzi, którzy popsuli MALa, wszyscy się rzucili ocenić i nagle w niecałe dwie godziny YoI przeskoczyło o 23 miejsca w rankingu, taki był to ślepy pęd XD
      Wiesz, ja to anime nazywałam od początku ze znajomymi ,,Geje na lodzie"...
      Mówisz, że gwałcił Cię głosem, jak Victor Yuriego jazdą? XD
      No musiałam zachować jakąś obiektywność, no. Na MALu dałam 10/10 i na Tanuki, ale tak na Poważnym Blogasiu (XD) nie wypada.
      Dziękuję, pisałam ją ponad sześć godzin :,) I ani razu nie wstałam od laptopa, człowiek nerd.

      Usuń
    2. Ja tam ich nazywałam Pedały na Lodzie, ale ok XDDDDDD
      WŁAŚNIE TAK, GENERALNIE VICTOR GWAŁCIŁ WSZYSTKICH XDXDXD

      Usuń
    3. PROSZĘ NIE MIESZAJ YURI ON ICE DO GWAŁTÓW PROSZĘ NIE ;___________;

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Druga :C (a może został tam gdzieś jeszcze na zapleczu Jurij?)
      Powiem, że jako bułka i kluska, która ze sportów ogląda tylko czasem snookera dla beki, byłam zaskoczona, że to animu tak mi przypadło do gustu. I ok, w sumie urzekły mnie rozważania nad relacją głównych bohaterów (Victuuri to OTP!), czy też wejrzenie w myśli innych łyżwiarzy (chyba nie ma postaci, której bym nie lubiła, o czym przekonałam się pod koniec serii). Tylko poza tym wszystkim mocno wczułam się podczas oglądania. Zapewne promieniowało ode mnie skupienie, gdy rozparta na krześle z przejęciem śledziłam występy każdego z bohaterów. Łapałam się na myśleniu "O kurczę, czy Yuri w końcu wyląduje tego Salchowa?". Ja, bułkoziemniak, zaczęłam interesować się aspektem technicznym jakiegoś sportu :V (no dobra, akurat do łyżwiarstwa figurowego mam jakiś rispekt połączony z fetyszem zasady zachowania krętu i fizyki w tym sporcie, ale nigdy nie czułam potrzeby oglądania, jak ktoś robi te cuda na lodzie).
      Muzyka jest naprawdę wow wow, dawno żaden ost nie wrył mi się tak w pamięć, a "Shall we skate" sprawia, że mam ochotę rzucić wszystko i lecieć na lodowisko (i oczywiście mam odciszony telefon, bo "History maker" na dzwonek, hłehłe).

      Liczę na to, że kolejny sezon przyniesie trochę więcej Jurija (może do tego czasu uda się namówić pewną osobę na cosplay XD).

      Dodam jeszcze tylko, że zazwyczaj moje zaangażowanie w fandom jakiegokolwiek animu czy mango było nikłe, wręcz zerowe, tak teraz miałam podejście "Bierzcie moją duszę!".
      Się rozpisałam,, adekwatnie do recenzji :P

      Usuń
    2. O nie, za dużo Jurija, o nie, tylko nie to. Ale to raczej nie ja ją namówię :< Tyle stracić, tyle przegrać.
      A widzisz, to jest własnie takie uczucie, kiedy się wciągniesz w paczenie na sporty XD Marzę o tym, żeby zrobili anime o skokach narciarskich, to przecież ma sens, bo Japończycy są w tym dobrzy. Wtedy mogłabym oglądać animu z pozycji znawcy i krytykować każde odchylenie od prawdziwych procedur i zasad >:D Szatan.
      Wiem, że Gejów na lodzie nic nie jest w stanie zastąpić, ale może jednak Kuroko no Basket...? To dla odmiany typowy shounen bez gejozy, ale też solidnie jedzie po emocjach, zwłaszcza drugi i trzeci sezon, Marcin płakał, więc wiesz.
      Teraz też słucham ostatnio Shall we skate, piąteczka!
      U mnie na dzwonek nadal fortepianowa wersja openingu Gravity Falls, jakby zaczęło dzwonić coś innego, to poczułabym, że świat się wywrócił do góry nogami XD Ale może faktycznie warto!
      NO NIE, ŻE TEN FANDOM MA MOC? XD
      Kiedyś pokażę na blogasiu moje memy z YoI XD

      Usuń
    3. To animu sprawia, że jesteś zarażona byciem fujoshi. I zmieniasz się w nią w każdą środę, a przez resztę czasu w przypływach feelsów.

      Usuń
    4. Powinna być na to jakaś nazwa, to osobna jednostka chorobowa. Nie wiem, jak ja teraz wrócę na uczelnię po tym, co się wydarzyło w moim kokoro. Samotność w tłumie XD

      Usuń
    5. >Anime o skokach narciarskich
      Takowego nie ma, ale jest manga od autora "Elfiej Piosnki", o bardzo wdzięcznym tytule "Nononono"

      Usuń
    6. jest manga od autora "Elfiej Piosnki", o bardzo wdzięcznym tytule "Nononono"

      manga od autora "Elfiej Piosnki", o bardzo

      manga od autora "Elfiej Piosnki"

      MANGA OD AUTORA "ELFIEJ PIOSENKI"

      MANGA AUTORA "ELFIEJ PIOSENKI"



      ;_______;


      NOPE


      Usuń
    7. No moja reakcja była bardzo podobna, choć trochę bardziej przypominała wykrzyczenie tytułu tego "cudnego" komiksu

      Usuń
    8. Aż rzucę na to okiem, mam nadzieję, że to oko jeszcze będzie się po tym do czegoś nadawało.

      Usuń
  3. Doczekałam się :D :D Tak, miałaś całkowitą rację - ta recenzja jest DŁUGA, jedna z najdłuższych na Twoim blogu, ale za razem bardzo rzetelna i czyta się ją bardzo dobrze, z prawdziwą przyjemnością i masz rację, obok "Yuri on Ice" nie da się przejść obojętnie :) :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ona nie jest jedna z najdłuższych, ona jest najdłuższa XD I zostawiła poprzednią daleko w tyle.
      ;_; Wspaniałe uczucie, kiedy ktoś doceni twoje nocie.

      Usuń
  4. Miałem okazję obejrzeć Yuriego trochę ze znajomymi i był faktycznie całkiem ok. Na pewno nie nazwałbym go bajką sezonu (FliFla to zbyt potężna konkurencja, która absolutnie zmiotła wszystkie inne tytuły w tym roku) ale myślę że do top 5 bym go mógł z czystym sumieniem wrzucić.
    Ogółem ten sezon był cholernie dobry. Flifla, Waleczne Wiedźmy, Hibikek2, Geje na lodzie i nowe Time Bokan były wszystkie bardzo ok.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żeby docenić Gejów na lodzie, to trzeba niestety całych obejrzeć :< I miło jeszcze mieć jako takie rozeznanie w sportówkach i yaoicach, wtedy się widzi, że jednak mozna inaczej :D
      Ja oglądałam tylko cztery animce, ale samo to już świadczy o tym, że ten sezon musiał byc świetny.
      Bloodivores to paskudztwo było i nie dokończyłam jeszcze, Nanbaka piękna śmiechawa i Keijo!!!!!!!! za Gejami na podium, cudnie.

      Usuń
    2. Ja Keijo nawet jeszcze nie picknąłem, bo to już tak hardy fanserwisowy śmieć (w dodatku nienajlepiej wykonany), że po prostu w natłoku o niebo lepszych pozycji nie byłem w stanie. Może kiedyś, jak będę miał chęć i alkohol na totalną głupawkę.
      Ale miałem okazję zobaczyć z tego kilka webmów, gdzie jedna bohaterka nawiązuje m.in do słynnego "Hell and Heaven" GaoGaiGara i to akurat cholernie uszanowałem.

      Usuń
    3. Jak można tak brzydko mówić o Keijo XD Mnie osobiście to anime bardzo się spodobało, ale może to dlatego, że podczas oglądania animców skupiam się często na rzeczach, które inni olewają itp.
      Keijo nie jest fanserwisowym śmieciem, bo paradoksalnie ma fabułę i nawet wciągająco absurdalne rozgrywki, bohaterki dają się lubić. A cycki i tyłki są prezentowane wyjątkowo mało wulgarnie.
      Planuję recenzję, więc niedługo się rozpiszę, dlaczego uważam, że to całkiem inteligentny projekt.

      Usuń
    4. No większość ogarniętych znajomków po serii hardo jeździ właśnie, więc to mnie dodatkowo zniechęca xD. Ale jako że jestem człowiek który na własnej skórze wszystko sprawdzić woli, to pewnie kiedyś tam picknę. Tym bardziej, że podobno komiks na którym to jest bazowane jest jak najbardziej ok.

      Usuń
    5. Mnie w Keijo podoba się to sprytne podejście do parodii - nie mamy czegoś takiego, że oja, to absurd, to parodia! na każdym kroku, tylko własnie wszystko jest pokazywane całkowicie na poważnie, prowadzone jak zwyczajne anime sportowe, a to w połączeniu z absurdalnym sportem daje niepowtarzalny efekt.
      No i podziwiam kreatywność autora w wymyślaniu tych technik, naprawdę ciężko się niektórych spodziewać.
      Bohaterki są całkiem sympatyczne i mają fajne seiyu.

      Usuń
    6. Myszo! Duszo bratnia ma... xD Ja również polubiłam Keijo za świetny humor i parodię wielu znanych tytułów. Z niecierpliwością będę wyczekiwać Twojej recenzji tego zacnego tytułu. xD
      Jeśli chodzi o "Yuri on Ice" to chyba pierwsza seria gdzie shipowałam ze sobą facetów. xDDD...
      Gorąco Pozdrawiam Fejwsi. :D

      Usuń
    7. :-: Aż się wzruszyłam! H5!
      W Yuri on Ice w zasadzie nie szipuje się facetów, bo oni są już zszipowani *lenny face*

      Usuń
  5. Wczoraj skończyłam. Na początku nie chciałam się zabierać za to anime, bo bałam się gejozy, jednak podczas oglądania zupełnie mi to nie przeszkadzało. A po zakończeniu taki smuteczek i zdziwko, że to już koniec :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to tylko trochę się bałam, że wrzucą jedynie fanserwiśną gejozę, a tu jednak poszli dalej, więc jest dobrze.
      No tak, smuteczek po 12 odcinku nachodzi :< Będzie dalszy ciąg, mówili już coś, w końcu zbyt wielki szał jest na to, żeby sobie pozwolić na zmarnowanie szansy na zarobek. Biznes to biznes.

      Usuń
  6. Myszo, co to się dzieje?! Dwie tak bardzo pozytywne recenzje i to w tak krótkim odstępie czasu? No ale nie ulega wątpliwości, że YoI sobie na to zasłużyło. Też byłam zaskoczona, że od samego początku tak bardzo wciągnęłam się w to anime, do tego była to jedyna seria, którą oglądałam regularnie, co tydzień (niecierpliwie) czekając na kolejny odcinek. Chętnie wykazałabym się jeszcze jakimś mądrym spostrzeżeniem, ale chyba wszystko, co najważniejsze, ujęłaś już w swojej recenzji. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ironia? XD
      Chodzi o reckę Renai Sample, czy I Don't Want This Kind of Hero? :D Tak, ostatnio coś za miło się tutaj zrobiło, obawiam się, że w najbliższym czasie nie pojawi się tutaj niepochlebna recenzja, bo mam same fajne tytuły w planach. Za to gromadzi mi się powoli materiał do serii o złych yaoicach, czuj się ostrzeżona!
      Przez YoI to ja w ogóle zaczęłam oglądać anime z angielskimi napisami XD Wcześniej uważałam, że jednak nie dam rady, bo jestem noga, ale YoI po prostu mnie z m u s i ł o XD Okazało się, że jednak nie mam problemu, YoI poszerzyło mi horyzonty!

      Usuń
    2. Mam na myśli przede wszystkim "I Don't Want This Kind of Hero". To takie... niespodziewane u Ciebie w tych ilościach. No ale skoro tyle dobrych tytułów, to tylko się cieszyć. :D
      No nieźle. ^^ Mnie jak praktycznie nigdy zdarzało się czekać w środę wieczorem, żeby od razu obejrzeć nowy odcinek. Wcześniej coś takiego miałam chyba tylko raz przy "Kiseijuu" z tą różnicą, że wtedy odcinek był po japońsku, bez napisów. :P

      Usuń
    3. Kurczę, czy ja mam reputację srogiej osoby, której nic się nigdy nie podoba? :D
      Wstyd się przyznać, ale odcinki YoI też oglądałam najpierw po japońsku, ba, nawet na żywo w czasie emisji w Japonii XD

      Usuń
  7. Widać recenzje pisaną przez fana, bo całość jest nieźle podkoloryzowana, ale cieszę się, że nie na tyle jak to czasem widywałam.

    Were

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I..jak dla mnie anime dość przeciętne i te wysokie noty na różnych stronach mnie przerażają xD

      Usuń
    2. Czy ja wiem, czy podkoloryzowana, ja po prostu tak odebrałam to anime i do takich wniosków zaprowadziło mnie analizowanie fabuły i całej reszty. Jestem wielką fanką Triguna, uwielbiam to anime, a jednak w recenzji wytknęłam kilka wad i nie dałam maksymalnej noty, bo starałam się być obiektywna. Z YoI jest podobnie – może to dlatego, że przywykłam do analizowania każdego szczegółu, może to dlatego, że przez dziadka jestem fanką oglądania sportu, ale po prostu ciężko mi tu znaleźć jakieś faktyczne wady oprócz zrąbanej animacji, dość urwanego zakończenia (ale będzie drugi sezon) i trochę olania postaci pobocznych.
      Tutaj staram się rozłożyć fenomen YoI na czynniki pierwsze.
      Fakt, jestem fanką YoI, zachęcam do obejrzenia, napisałam wiele pochwał, ale zdarzało mi się już krytykować swoje ulubione serie na blogu :)
      Ano każdy ma prawo do swojej opinii, mnie też wiele rzeczy uznawanych za wybitne całkiem się nie podoba.

      Usuń
  8. Wchodzę na blogera, fejsa, tumblra, twittera a tam wszędzie YoI, boję się otwierać lodówkę żeby jakiś łyżwiarz z niej nie wyjechał -.- Serię widziałam, nie rozumiem i chyba nie zrozumiem zachwytów nad nią :<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano tak, YoI jest absolutnie wszędzie. Jakoś nie potrafię się z tego powodu smucić, przepraszam :<
      Ha, a ja wreszcie rozumiem zachwyty nad jakimś anime! Nie rozumiałam hajpu na OPM, na SAO, na Tokijskiego Żula (na mangę w sumie rozumiem), a tutaj wreszcie coś, co do mnie w pełni przemawia >:D

      Usuń
  9. Obejrzałam, zrecenzowałam, post czeka na publikację. Świetna recenzja, naprawdę, aż wstyd przyznać, że ja sama nie zwróciłam uwagi na tyle kwestii ile Ty, ale być może zostało to spowodowane tym, że ja tę serię skrytykowałam i na pewno nie podzieliłam tak Twojego zachwytu. Szanuję Twoje zdanie, nie należę do osób, które będą się na takie tematy wykłócać ani zarzucać Ci nieprawdę, bo tyle ile jest recenzentów, tyle opinii ;) Pozdrawiam
    Kusonoki Akane

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że zachwycam się właśnie dlatego, że zwróciłam uwagę na te wszystkie kwestie XD Teraz żyję w niepewności i boję się chwili, kiedy na Twoim blogu pojawi się ta straszliwa recenzja.

      Usuń
    2. No tak, każdy widzi wszystko inaczej XD
      Bez przesady, aż tak źle nie będzie ;)

      Usuń
    3. moshi_moshi napisała w gruncie rzeczy pozytywną recenzję na Tanuki, więc mogę umierać :)

      Usuń
  10. O matuchno, jaka recenzyja! XD
    Z całej serii lubię chyba najbardziej Piczita i jego chomiki, chociaż już zapomniałam, co on w ogóle robił w tym anime oprócz tego, że był ucieleśnieniem fandomu. XDD
    Ogólnie YoI było całkiem spoko i przyjemnym seansem. Po 7 odcinku miałam przez jeden dzień takie "oh wow", po zaręczynach też się zdziwiłam, ale już mniej. W sumie do 7 odcinka miałam takie meh, później wow, a do końca znowu meh. XD
    No i zakończenie, oh my, jak ja nienawidzę tego blondasa Jurka, weźcie go ode mnie. On tak skutecznie mi obrzydzał całe anime. ;_;
    I kij, że potrafił być miły, przez całą serię źle mu życzyłam i dalej życzę. XD
    No i jestem przerażona obecnością tej serii wszędzie. XD Gdzie się człowiek nie obróci, tam geje na lodzie, trochę mnie to już znużyło.
    Sama nie wiem, czy zabiorę się za drugi sezon, może rzucę okiem z ciekawości, ale mam duże wątpliwości, czy kontynuacja będzie w stanie mnie zaskoczyć. XD Przecież tu się stało prawie wszystko, brakuje tylko żeby ktoś umarł (ocena wg Alkusza natychmiast podskoczyłaby o co najmniej 2 punkty).
    Mój problem z tym anime to to, że już zapomniałam, co tam się działo. Ok, łyżwiarze, Grand Prixy, geje...oprócz tego pustka w głowie. XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piczit hodował chomiki, był ucieleśnieniem fandomu, robił za jedynego nakama Yuriego i chciał popularyzować łyżwiarstwo w Tajwanie. No i w sumie tyle XDDD Trochę smutek, że hodował te chomiki razem, a przecież wszystkie gatunki chomików domowych są samotnikami, nieładnie. Miejmy nadzieję, że potem je odkładał do innych klatek.
      Mnie pierwszy odcinek bardzo ruszył, potem zrobiłam sobie przerwę, obejrzałam drugi, takie trochę meh, a potem wróciłam do oglądania i jednym ciurkiem wciągnęłam cztery odcinki i w mojej głowie pojawił się napis ,,to jest piękne!". Potem to już poszło lawinowo.
      Ugh, jak miło, że ktoś też specjalnie nie przepada za Yurio :< No cóż, on przynajmniej celowo był kreowany na taką postać. Ja nie tyle źle mu życzę, co chcę, żeby dostał w końcu od życia solidnie po tyłku, bo to by mu się przydało, żeby w końcu dojrzeć.
      Nigdy nie myśl, że nic nie będzie w stanie Cię już zaskoczyć, bo to pułapka, mysza Ci to mówi!
      ;____; W recce jest elaborat, co się działo. W tym anime własnie o to chodzi, że nie ma jakiejś szalonej akcji, za to wiele dzieje się na płaszczyźnie psychicznej bohaterów. Takie pikne, że Yuri nie spotyka Victora i PYK!, jego stany lękowe nie znikają tak sobie.

      Usuń
    2. A, w takim razie wszystko wiedziałam! XD
      Yurio, grr! Czekam, aż ktoś w końcu mu nagada, wszyscy tylko ignorują te jego chamskie odzywki. :<
      Znaczy tutaj nawet ta psychiczna płaszczyzna była dla mnie taka... drugoplanowa? Nie wiem, przez całe anime czułam się, jakbym oglądała anime o niczym. XD

      Usuń
  11. Tematyka bardzo ciekawa, chyba nie było nic porządniejszego o łyżwiarstwie, ale Boys love niestety nie dla mnie :( Musiałaś się bardzo napracować przy tej recenzji, bardzo wyczerpująca, a jak lekko się czyta ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Siedziałam na tym parę godzin jak w transie, jak wstałam od laptopa, to okazało się, że nie mogę chodzić :,)

      Usuń
  12. O, proszę, ostatnio mi to ktoś polecał, ale jako "dobrego yaoica". Popatrzyłam na grafiki i przeczucie powiedziało mi, że na tym polu nie będzie hardkoru, więc nawet tego nie tknęłam.

    Mimo, że Twoja recenzja potwierdza moje przypuszczenia, prawie mnie przekonałaś. :D To znaczy, ładnie wydziergane postaci (pod względem charakterologicznym) brzmią dobrze, dokładność w oddaniu sportu - też bardzo ciekawie (nic nie wiem o łyżwiarstwie figurowym). Ale już na przykład to, co nazywasz osiągnięciem, a więc brak parasola ochronnego nad głównym bohaterem, dla mnie jest standardem... Bo kiedy stężenie marysuizmu idzie w stronę krytycznego, po prostu odpuszczam serię. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, znów się spotykamy, internety jednak małe.
      Nie chodzi mi tutaj o brak marysuizmu. Zazwyczaj w książkach, anime, mangach, mimo wszystko główny bohater jakoś pokonuje przeciwności i mu się ostatecznie udaje. Tutaj tak nie ma. Nawet w krytycznym, kluczowym momencie coś może pójść nie tak, a pierwotne cele wcale nie muszą zostać osiągnięte. Nie ma też jakiejś wyraźnej przewagi głównego bohatera nad jego rywalami, wręcz przeciwnie. Nie ma schematu ,,od zera do bohatera". Nie ma tak, że mniejsze porażki prowadzą tylko do większego sukcesu. Nie ma tak, że główny bohater jednak zawsze musi sobie jakoś poradzić i odstaje od reszty postaci. Nie ma tak, że Miłość naprawi wszystko i zawsze zwycięży, a leczniczy dotyk Victora nie zlikwiduje od razu napadów lękowych i problemów Jurka. Może to nie brzmi jak coś niezwykłego, ale podczas oglądania naprawdę czuć różnicę w stosunku do innych anime/mang. Nie ma się też wrażenia, że twórcy celowo gnoją bohaterów, żeby ich sponiewierać i pokazać, że wow wow, jak nietypowo, tu też uniknęli przesady.

      W jakim sensie ,,hardkoru"? :DDD
      To nawet nie tyle ,,dobry yaoiec", co po prostu anime z jedną z najfajniejszych par, jakie widziałam w ogóle C:

      Nie zamierzam przekonywać na siłę, bo przecież każdy ma własny rozum, ale fajnie, że prawie przekonałam recenzją XD

      Usuń
    2. W jakim sensie hardkoru? Haha, po prostu jak ma być yaoi, to ma być yaoi, a nie jakieś shounen-pitu-pitu.

      Rozwinięcie w komentarzu przekonało mnie bardziej. Zobaczymy. ;)

      Usuń
    3. PS Tak, internety bywają zaskakująco małe. :v

      Usuń
  13. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  14. Ooo, ty patrz, Geje na Lodzie c:
    Ja jeszcze tego anime nie oglądałam, ale koleżanka mi poleca, ty zachwalasz, tyle fajnych memów, to musze sie w końcu zabrać :D
    Ale tak w sumie do oglądnięcia przekonały mnie cracki xD tak, oglądałam sb cracki przed zobaczeniem serii, więc dużo ważnych faktów wiem, troche smutno, ale ile ja się uśmiaałam :D i jestem dziwnym człowiekiem, bo owszem, ciekawią mnie te akcje jak np. całe te łyżwiarstwo, relacja Jurka i Viktora, to troszkę bardziej wyczekuję na władcę chomików i scenę, w której Yuri biegnie z zakrwawionym nosem w ramiona Viktora, a ten w ostatniej chwili sie odsuwa i Yuri ląduje na mordzie xD sorry, ja z tej dziwnej części fandomu, która shipuje Sashę z SnK z ziemniakiem i zamiast fanficków wynajduje memy xD
    A recenzja, ło matko, jaka długaśna! podziw za chęci i wytrwanie w pisaniu :D tym bardziej, że baardzo przyjemni się ją czytało ^^
    A więc, życzcie mi fajnego seansu, ludzie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te cracki są arcydziełem, to prawda XD Uwielbiam zwłaszcza takiej jednej autorki:
      https://www.youtube.com/watch?v=8b_TJSFpg-0

      Usuń
  15. Przyznaje się bez bicia,oglądalam to. I spodobało mi się nawet. Byłam na tyle skłonna by obejrzeć to po raz kolejny z kolegą. Chociaż jak wspomniałaś...lodowisko samo w sobie już jest gejowskie, więc po co geje na lodzie...cóż, to jest chyba mój ulubiony rodzaj komedii,bo po"Ostrzach chwały" czułam ogromny niedosyt w swerze niszczenia własnego umysłu. Viktor był wspaniały xD Szczególnie w pierwszym odcinku jak zajadał się Katsudon. Wyjdzie druga seria, to jasne i oczywiste.Hajsy Japończykom muszą się zgadzać.

    Świetne zdjęcia i gify:) Widać, że włożyłaś dużo wysiłku i pracy w napisanie tej recenzji. Właśnie na taki post u ciebie liczyłam!

    pozdrawiam,
    www.japonskiwachlarz.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  16. Świetna recenzja, choć imho notka trochę zbyt wysoka. :D Ja tu (niestety) widziałam tylko nabijanie się z widza i takie pseudo-yaoi, a szkoda :D <3

    Mimo to YoI kocham, ale głownie za ładną (piękną!) kreskę i ciekawe postacie. Wiadomo, podteksty też yły, ale na pewno wolę "niewinne" to niż np. inne "prawdziwe" yaoice z odrażającą kreską. :D

    Masz fajnego blogaska :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bosh, porąbało mnie, nie notka wysoka tylko ocena :D

      Usuń
    2. Ale YoI nie jest nawet pseudo yaoi. To w ogóle nie ma być yaoi. Ludzie...

      Usuń
  17. O co więc chodzi ze sceną, gdzie Chris dostaje ten wianek? Co ona oznacza? Bo jestem ciekawa.

    OdpowiedzUsuń