Jak widać, blog już od dawna jest martwy. Była to miła przygoda, pisać dla Was przez tyle lat. Niestety, wszystko kiedyś się kończy. Moje dane w zakładce ,,KONTAKT" nadal są aktualne, jeśli ktoś jest zainteresowany skontaktowaniem się ze mną.


środa, 10 sierpnia 2016

Pandora Hearts – recenzja

     Nie bądź niegrzeczny, bo przyjdzie po ciebie wysłannik Otchłani i wciągnie cię do niej! To ciemne i niebezpieczne miejsce, gdzie nikt nie chciałby trafić. Źli ludzie zostają w niej zamknięci na zawsze, nigdy się stamtąd nie wydostaną. Uważaj, bo Otchłań może wciągnąć i ciebie!

      Prawdziwi Dojrzali Czytelnicy narzekają, że na naszym rynku pojawia się coraz więcej skierowanych dla dziewcząt mang, a w nich ładni panowie i śliczna kreska. Mamy jakieś fatałaszki stylizowane na europejskie ubranka sprzed paru wieków, nadprzyrodzone moce i  różne cudeńka tego typu, jedynie z fabułą trochę ciężko, ale przecież tym głupiutkim nastolatkom nie trzeba czegoś więcej, wystarczy, że wieje yaoi na kilometr. Do worka z takimi kolorowymi mangowymi wydmuszkami przez wielu zostaje wrzucona Pandora Hearts, jej ogromna popularność zdaje się jedynie potwierdzać teorię, że to nic ambitnego. A może jednak Prawdziwi Dojrzali Czytelnicy się mylą?


Tytuł: ,,Pandora Hearts"
Autor: Jun Mochizuki
Wydawca polski: Waneko
Wydawca oryginalny: Square Enix
Gatunek: przygodowe, akcja, komedia, fantasy, tajemnica, dramat, nadprzyrodzone
Grupa docelowa: shounen 
Ilość tomów: 24 
Cena okładkowa: 19,99zł (tom 24 – 24,99zł)


     Witajcie w alternatywnym świecie, stylizowanym na dziewiętnastowieczną Europę. Młody Oz Vessalius, dziedzic jednej z najpotężniejszych w kraju rodzin szlacheckich, ma właśnie świętować uroczyście swoje wejście w dorosłość. Podczas ceremonii zjawiają się niezapowiedziani goście – indywidua odziane w szkarłatne płaszcze. Niestety, nie chcą oni po prostu najeść się na koszt gospodarzy. Intruzi informują Oza, że samym swoim istnieniem popełnił ogromny grzech i wtrącają chłopca do innego wymiaru zwanego Otchłanią. W tym spowitym przez mrok świecie Oz poznaje dziewczynę o imieniu Alice, która mówi mu, że jest potężnym Łańcuchem i chce zawrzeć kontrakt. Dziwnej parze udaje się wydostać z Otchłani, jednak nie jest to wcale koniec problemów. Oz z przerażeniem spostrzega, że pod jego nieobecność świat wyraźnie się zmienił, do tego organizacja o nazwie Pandora jest żywo zainteresowana chłopcem i jego nową towarzyszką. Ponadto Alice pragnie odszukać swoje zaginione wspomnienia, a Oz dowiedzieć się, dlaczego został wtrącony do Otchłani, rozpoczynają więc poszukiwania. Tak właśnie zaczyna się epicka wielotomowa historia, która podbiła serca fanów na całym świecie. Nic specjalnego? Tylko na pierwszy rzut oka.


     Napiszę prosto z mostu – największą siłą tej mangi nie są ładni panowie, dziewczynki w sukienkach z koronką, oprawa wizualna czy wątki romantyczne. Pandora Hearts stoi przede wszystkim fabułą, niezwykle złożoną i przemyślaną w najdrobniejszych szczegółach. Nie jest łatwo zachwycić mnie, złą myszę, która przeczytała już wiele mang i książek, ale ta seria po prostu zbiła mnie z moich mysich łapek. Tak wspaniale prowadzona, skomplikowana historia trafia się nawet nie raz na sto, ale o wiele rzadziej. Pierwsze tomy wcale nie zwiastują czegoś niezwykłego, ale powoli fabuła zaczyna się rozkręcać, pojawiają się nowe postacie, wychodzą na jaw tajemnice sprzed lat, wątki zaczynają się splatać w jedno. Mniej więcej w okolicach piętnastego tomu ma miejsce wydarzenie, od którego akcja zaczyna pędzić na łeb na szyję i opowieść staje się wyraźnie mroczniejsza. Nie można oprzeć się wrażeniu, że Jun Mochizuki kocha igrać z czytelnikiem i co rusz zwodzi nas na manowce, prezentuje pozorne odpowiedzi, które zaraz zostają przytłoczone stosem kolejnych zagadek.


     Ogromnym atutem mangi są również postacie, a jest ich naprawdę wiele. Z początku najwięcej czasu kradnie dla siebie Oz, który jest całkiem sympatycznym chłopakiem. Nie denerwuje czytelnika swoją nieporadnością czy nadpobudliwością, jak to bywa w przypadku innych protagonistów shounenów, jest zaradny, trochę zadziorny i całkiem inteligentny. Jego Łańcuch, czyli spotkana w Otchłani Alice, to dziewczyna, którą najlepiej określałoby słowo dzika. Dość dziecinne stworzenie, bardzo energiczne, które uwielbia jeść, zwłaszcza na widok mięsa cieknie mu ślinka. Dużą rolę odegra też Gilbert, sługa Oza, postać interesująca, która przejdzie sporą ewolucję. Mamy do czynienia z około dwudziestką ważnych dla fabuły postaci, większość  należy do Pandory, a w oczy najbardziej rzuca się niejaki Xerxes Break, który wpisuje się w schemat knującego potajemnie dziwaka i panienka Sharon, jego towarzyszka, wpisująca się w schemat miłego i dobrze wychowanego dziewczęcia. Taa, chciałoby się, w przypadku tej mangi o żadnych schematach nie może bowiem być mowy. Z biegiem czasu autorka pozwala nam zobaczyć niemal każdą postać z całkiem innej strony, nieustanna walka z przeciwnościami bezlitośnie obnaża wszystkie wady i zalety bohaterów, co powoduje, że są oni bardzo ludzcy, to nie jest świat istot bez skaz. Nie znajdziemy w tej mandze czarno białego podziału na dobro i zło, każdy ma swoje racje, każdy uważa, że postępuje słusznie. W miarę zrzucania przez postacie masek czytelnik powoli traci grunt pod nogami i nie wie, komu kibicować. Interesujące jest, że z biegiem czasu wątki Oza i Alice odchodzą trochę na dalszy plan, a raczej należałoby powiedzieć, że losy innych postaci stają się równie ważne, co ich. Wszyscy bohaterowie ciągle ewoluują, zmieniają się ich poglądy, relacje z inny, spojrzenie na świat.

     Wiecie, co ogromnie denerwuje mnie w mangach? To, że ważne postacie tak rzadko umierają. Czasem niektórzy bohaterowie już kilka razy powinni odejść z tego świata, ale autor nie chce uśmiercać lubianych postaci, no i przecież historia byłaby wtedy zbyt smutna, fani by się obrazili. Pandora Hearts to jedna z nielicznych mang, która nie daje czytelnikowi absolutnie żadnej taryfy ulgowej. Istotni bohaterowie umierają naprawdę, nie ma cudownych wskrzeszeń lub pozbywania się tylko jakiś statystów z dziesiątego planu, ,,bo ktoś musi przy takim poważnym konflikcie w końcu ucierpieć". Tutaj czytelnik nie może być pewny, czy jego ukochanej postaci uda się przeżyć, przy czym trup wcale nie ściele się gęsto, można powiedzieć, że autorce udało się znaleźć złoty środek. Czasem nazywam Jun Mochizuki mistrzynią ars moriendi, ponieważ potrafi ona narysować naprawdę wspaniałą scenę śmierci, w której z osoby wychodzą wszystkie najlepsze i najgorsze cechy. Śmierć ważnej postaci nie pozostaje bez znaczenia dla fabuły, w przypadku Pandora Hearts stanowi wręcz motor napędowy dla innych bohaterów i niesie ze sobą rozliczne konsekwencje. Widać, że nikt tu nie żyje w próżni, ale jest powiązany z innymi w sieci społecznych relacji.


     Wielu mangaków robi błąd, osadzając historię w konkretnym miejscu i czasie, przez co nie są w stanie zrobić odpowiedniego researchu. Na tym poległa na przykład Yana Toboso, której nie udało się oddać realiów wiktoriańskiej Anglii, przez co w Kuroshitsuji co rusz natykamy się na różne kwiatki, podobnie w Gosicku autor całkowicie zlekceważył modę epoki. Jun Mochizuki rozsądnie postanowiła osadzić akcję w alternatywnym świecie, co dało jej szersze pole do popisu i pozwoliło uniknąć pomyłek. Pandora ma jednak nieco inne wady, wiele osób zalicza do nich na przykład zbyt cukierkową otoczkę, która kontrastuje z dość mroczną fabułą, jednak jest to według mnie zabieg raczej celowy. Autorka bardzo eksploatuje wątek zależności między panem a sługą, co wielu fankom związków męsko-męskich może dostarczyć natchnienia, a innych czytelników zmęczyć lub odrzucić, jednak fakt faktem, w mandze nigdzie żadne przekroczenie granic miejsca nie ma, wszystko zatrzymuje się na etapie przyjaźni.


      Japończycy mają swoje różne fiksacje, a już zwłaszcza mangacy, wie o tym każdy, kto interesuje się popkulturą Kraju Wschodzącego Słońca. Kiedyś popularny był żart, że jeśli jesteś młodą dziewczyną i spotkasz Japończyka, to powinnaś przedstawić się jako Maria lub Alicja, żeby wywrzeć odpowiednie wrażenie. Istotnie, Alicja w Krainie Czarów cieszy się w Japonii dużym zainteresowaniem i jest bardzo często wykorzystywana jako źródło inspiracji, z lepszym lub gorszym skutkiem. Pandora Hearts zdecydowanie staje na wysokości zadania i czerpie z książek Lewisa Carrolla w ciekawy sposób, nie tak nachalny jak to bywa w przypadku innych serii. Inspirowane uniwersum Alicji są między innymi nazwy Łańcuchów – bytów z Otchłani.





     Każdy, kto choć trochę interesuje się rysunkiem, wie, jak dużego postępu może dokonać artysta na przestrzeni lat. W Internecie popularne są zestawienia obecnych prac z tymi sprzed lat. Pandora Hearts powstawała przez dziewięć lat, co dla mangaki jest naprawdę szmatem czasu. Pierwsze tomy nie zachwycają wspaniałymi rysunkami, kreska jest w nich raczej na przeciętnym poziomie. Na szczęście z każdym kolejnym tomikiem widać, jak rosną umiejętności Jun Mochizuki i Pandorę czyta się coraz przyjemniej. Mangaczka ma tendencje do wypełniania pustych przerwynikowych kadrów czernią, przez co manga zyskuje na klimacie. Warto zwrócić uwagę na stroje postaci, ich projekty są często interesujące. Niestety, wielbiciele dopracowanych teł w stylu prac Taniguchiego nie znajda tu zbyt wiele powodów do zachwytu, jednak widać, że akcja nie dzieje się w próżni i coś w tych kadrach jeszcze jest oprócz błysków i rastrów. Na uwagę za to bez wątpienia zasługują okładki, które są po prostu przepiękne, utrzymane w tym samym stylu, proste, ale jednocześnie zachwycające.
     W obcojęzycznych wydaniach tomiki mają miniaturki obrazków z okładek na grzbietach, przez co seria wspaniale prezentuje się na półce. Niestety, w polskiej wersji tych ozdobników zabrakło i mamy do czynienia z prostymi grzbietami ozdobionymi jedynie wątpliwej urody szarymi paskami. Waneko wyjaśnia, że zrezygnowało z obrazków na grzbietach, bo obawiało się, że w druku mogą wyjść nierówno, ale chyba wolałabym już krzywe ilustracje niż ich całkowity brak. Nasze wydanie do cudownych nie należy, tomiki są w standardowym małym formacie Waneko (tym drugim). Matowa obwoluta sprawdza się świetnie, nie wyobrażam sobie tej mangi w wersji błyszczącej. Pod obwolutą schowane są różne zabawne dodatki, co ciekawe, każdy tomik ma je w innym kolorze, prawdziwa tęcza. W oryginale wiele nazw własnych było w języku angielskim, głównie te pochodzące z Alicji w Krainie Czarów, dlatego polscy wydawcy zdecydowali się na pozostawienie ich w tym języku. Godna podziwu jest terminowość, z jaką wychodziła Pandora Hearts w naszym kraju – czasem zdarzało się nawet, że tomiki pojawiały się przed czasem.


     Pewnie spostrzegliście już, że dla mnie Pandora Hearts jest swego rodzaju fenomenem, mangą, która w zasadzie nie ma praktycznie żadnych słabych punktów, a ewentualne wady, jeśli już się pojawią, nie odbierają przyjemności czytania. To jak uczta dla fana azjatyckiego komiksu, mamy wciągającą, złożoną fabułę, interesujących bohaterów, ciekawy świat, śliczne okładki. Wbrew pozorom Pandora jest mangą dość uniwersalną, może spodobać się czytelnikowi każdej płci i w każdym wieku. W mojej opinii to jedna z najlepszych pozycji, która została wydana w naszym kraju i jestem dumna, że mogę tak dopracowany komiks postawić na półce i z pewnością będę do niego wiele razy wracać, żeby znów wciągnęła mnie mangowa Otchłań.

A na koniec moja ulubiona postać.

Moja ocena:
fabuła: 10/10
bohaterowie: 9/10
grafika: 8/10 
ogólnie: 9,5/10


36 komentarzy:

  1. Nie czytałem Pandory, więc ciężko mi jakoś fajnie sobie z Tobą podyskutować tym razem :<. Miałem styczność tylko z pierwszym openingiem bajki i mi się bardzo podobał. I tyle w sumie mogę powiedzieć.
    Może kiedyś po to sięgnę, acz na razie mam jeszcze dużo innych rzeczy z backlogu do nadrobienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opening faktycznie jest fajny, ale daje niewielkie pojęcie o całości :D
      Znam to uczucie...

      Usuń
  2. Nie czytałam, ale bardzo bym chciała ;U; Może kiedyś... W każdym razie muszę przyznać, że bardzo rzetelna recenzja i masz bardzo fajny styl pisania :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Kupiłam kiedyś 12 tomów, przeczytałam 2 i nic z nich nie pamiętam. Ciężko mi się zmotywować do czytania reszty, ale jak kiedyś przeczytam już te 12 tomów, które mam to zobaczę czy kupować dalej XD

    OdpowiedzUsuń
  4. (ewentualne spoilery z mangi)
    Moja mangowa przygoda zaczęła się od Pandory. Mam do tej serii ogromny sentyment.
    Myślę, że mrok zaczął się od balu u Yury. Ale rozumiem czemu podałaś piętnasty tom, wtedy seria zyskała nowy motor napędowy.
    Projekty postaci są cudowne. Tutaj faktycznie widać podobieństwa jeśli chodzi o rodziny. W ogóle to zazdroszczę, że jesteś w stanie wybrać swoją ulubioną postać. Ja ich tam wszystkich uwielbiam (może Adę trochę mniej, ale miała całkiem sympatyczne momenty). Wątek Barmy i Sheryl był świetny. Od chyba ósmego tomu przeplatał się gdzieś w tle, ale sam urok.
    Ach, przypomniałaś mi o rozpaczy związanej z końcem Pandory. Idę chlipać cichutko w kąciku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogólnie ten mrok zawsze gdzies się tam czaił w tle, potem powoli zaczął się wynurzać, jednak śmierć Elliota jest dla mnie najbardziej przełomowa – w zasadzie to pierwszy zgon ważnej dla fabuły postaci, która mogła budzić sympatię, bardzo dramatyczny zgon. To była radykalna zmiana, punkt zwrotny, wtedy coś zmieniło się w niemal każdej postaci, nawet Vincencie.
      O tak, Barma i Sheryl są genialną parą :D Któż by się spodziewał, że to Barmę śmierć dopadnie pierwsza ;) W zasadzie mam dwie ulubione postacie, na drugim miejscu jest Xerxes (choć wolę go nazywać Kevin), podoba mi się, jak autorka rozwinęła tę postać. Mamy niby takiego klasycznego trickstera, ale potem okazuje się, że paradoksalnie on jest jedną z najbardziej zagubionych i najwrażliwszych osób.
      Dołączam się do chlipania :CCCC

      Usuń
  5. Ciągle się waham, co do sięgnięcia po tą serię... Ale może dam tej mandze szansę, zważywszy, że to tylko 24 tomy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta subtelna ironia :D Jakby to były skany, to faktycznie dla mnie byłyby to tylko 24 tomy C:

      Usuń
  6. Pandora mnie zaskoczyła poziomem, na początku myślałam że to kolejna głupiutka (ale ładna) młodzieżówka, a tu proszę. co prawda całej nie przeczytałam, bo po angielsku mi się nie chciało a na pl kasy nie mam, ale chyba 16 tomów mam za sobą (na razie)
    Elliot <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Generalnie ja konsekwentnie od paru lat sprzedaję nerkę, żeby mieć na Pandorę XD

      Usuń
  7. Ale jak mogłaś grafice dać 8/10 ;_; Kreska Jun jest przecudowna! 100/10 co najmniej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bez przesady XD Te wszystkie oczy na włosach i słabowanie na tłach, słaba grafika w początkowych tomach...

      Usuń
  8. Proszę, powiedz, że Tobie też stosunek Vincenta do Gilberta zajeżdża mocno yaoicowo (co prawda, od kilku tomów — a jestem na dwudziestym — to bardziej totalna obsesja, a nie jakieś wink-wink, żeby fanki się jarały).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba jestem nieskalana yaoicowym miazmatem, bo wcale mi nie zajeżdża :C Obsesja prędzej, ale nic yaoicowego tu nie widzę, już prędzej Oz czy Gilbert lub Elliot z Leo ;)

      Usuń
  9. Nie wiem czemu, ale "prawdziwa tęcza" wywułała na mojej twarzy uśmiech. Niestety na razie nie planuję zbierać długich serii, bo pieniędzy brak, energii również i często takie serie po prostu po jakimś czasie mi się nudzą przez czas oczekiwania na kolejny i kolejny tom. Niemniej jeśli będę miała ochotę na coś dłuższego zdecydowanie sięgnę po "Pandora Hearts" ^^
    Pozdrawiam!
    http://sunny-snowflake.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są tęcze podrabiane XD Ta w sumie jest podrabiana, więc celowo wkręcam czytelników. Heheszki.
      PH po prostu warto zbierać, ale nie będę nikogo na siłę przekonywać :D

      Usuń
  10. Na razie tylko pobieżnie przejrzałam Twoją notkę, bo lektura ostatniego tomu jeszcze przede mną i trochę boję się jakiś ewentualnych spoilerów ;) Sama Pandora jest dla mnie naprawdę świetnym tytułem, z ciekawą, wielowątkową fabułą i dobrze skrojonymi postaciami. Już nie mogę się doczekać, aż poznam zakończenie.

    OdpowiedzUsuń
  11. Pamiętam, że jak ogłosili wydanie mangi byłam strasznie szczęśliwa i podekscytowana. Moja radość upłynęła jednak wraz z 6 tomem, po którym i tak kompletnie nic nie pamiętałam.. Dokupiłam jeszcze kilka następnych i na tym przerwałam. Może powinnam zrobić drugie podejście?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O nie :C Koniecznie trzeba drugie podejście. Taka niepamięć to zuo.

      Usuń
  12. Osobiście oglądałam tylko animo i mi się bardzo podobało, ale aktualnie nie pamiętam, o co tam tak naprawdę chodziło XD Także jakbym miała kiedyś okazję dopaść mango i poczytać, to na pewno chętnie bym poczytała. Nawet nie wiedziałam, że to ma tyle tomów, ło panie @_@

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Animo było urwane tak w 1/4 mangi lub coś tych okolicach, najlepsze akcje dzieję się właśnie potem, więc polecam mango :D

      Usuń
  13. *wpatruje się w zdjęcie wszystkich okładek razem i omdlewa z zachwytu*
    *odzyskuje przytomność, coby przeczytać recenzję*
    Trójwymiarowi, ewoluujący bohaterowie? Szarość moralna? Dobrze zrobione i sensowne śmierci pociągające za sobą określone konsekwencje? Przemyślany świat i fabuła? Do tego jeszcze te okładki? Brzmi jak instrukcja jak podbić mój portfel, półki i serduszko. Kupiłabyś mnie tym postem, gdybym już wcześniej nie była kupiona ;D Ale coś czuję, że muszę Pandorkę przesunąć trochę wyżej na liście mang do zbierania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PRZESUWAJ WYSOKO
      PRZESUWAJ
      (wyjmuję czasem mangu, żeby ponapawać się samymi okładkami)

      Usuń
  14. Kiedyś czytałam mangę i bardzo mi się podobała, z czasem jednak coś zaczęło mi się w niej nie podobać i przestałam czytać. Teraz jak patrzę na to zdjęcie z wszystkimi okładkami mam ochotę sięgnąć jeszcze raz po ten tytuł i zanurzyć się w tej historii. Świetna recenzja. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś zauważyłam, że wiele osób jest w trakcie czytania lub porzuciło i to bardzo mnie smuci :C Kokoro płacze.

      Usuń
  15. Nie czytałam, może kiedyś się skuszę ;) Nie wykluczam też szansy, że szybciej przyjdzie mi obejrzeć anime, bo tak już mam no, ale jak pewnego dnia będę miała okazję, to podejmę się zobaczenia pierwowzoru :) Pozdrawiam
    Kusonoki Akane

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anime to 1/4 mangi :C Wszystko, co najlepsze, dzieje się potem ;_;

      Usuń
  16. Hejj:) W sumie pomyślałam,że może Ty mi pomożesz. Zastanawiałam się, czy znasz może jakieś blogi o Japonii pokroju mojego? Typu kameralne,nie Krzysztofa Gonciarza i reszty z rozmachem.
    Potrzebuję czegoś ciekawego do czytania,no i mam zamiar zawiesić swojego bloga z powodu braku komentarzy...
    Ludzie nie szanują mojej pracy nad nim. Co robisz,że masz ich tak dużo?:(
    Pozdrawiam,
    www.japonskiwachlarz.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  17. Jak te wszystkie tomiki ułożone razem cudnie wyglądają! *^*
    Teraz jeszcze bardziej chcę jak najszybciej dozbierać całość (jeszcze 16 tomów, portfel już zaczyna płakać...)! Jestem też ciekawa, jak bardzo rozwinęła się przez ten czas kreska autorki, no i oczywiście wszystkich tych zawiłości fabularnych. Już przy tych siedmiu tomach, które przeczytałam, dzieje się sporo, a to wciąż dopiero początek. Ehhh, mogłam wcześniej zacząć zbierać Pandorę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko, co najlepsze, jeszcze przed Tobą! Co ja moge powiedzieć, jedynie internetowo zmuszam do czytania XD

      Usuń
  18. Bardzo Ci dziękuję za te blogi:) Ogólnie to na komentarze niby nie narzekam, dużo osób pisze ale często...są to ludzie,którzy nic o tej Japonii nie wiedzą,albo piszą"Zapraszam do mnie,lajk za lajk itp"...oszaleć można, dzięki tym blogom może poznam wreszcie osoby,które interesują się Japonią tak samo jak ja:) O mandze w sumie zwykle średnio interesuje mnie czytanie,chyba że tytuł naprawdę ciekawy. Czytam tylko od czasu do czasu i to moje stare ukochane tytuły,Nanę, Skip beat, Shaman king:) o tym to już nikt nie rozmawia,co nie?:) Nie jestem na czasie!

    pozdrawiam:)
    www.japonskiwachlarz.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  19. Raduje się serce, raduje się dusza... och wait, chodzi o Pandorę, tu nawet świetna recenzja nie pomoże, tu ciężkie łzy trzeba ronić, bo to oznacza, że to koniec tej fantastycznej podróży ;_;
    O ile wiem, że kreska na początku była, ych, powiedzmy że w porządku, to o tych tłach to mnie zaskoczyłaś. Bo masz rację. Niby trochę się tych lokacji przewija i nie da się powiedzieć, że absolutnie nie ma teł, ale nijak temu do Kurosza czy nawet takiego *maszyna losująca zwolniła blokadę* Deadmen Wonderland? No okej. Czy tam Lazurowego Egzorcysty.
    Sprytnie wykonałaś zdjęcia, że nie widać felerności grzbietu 13 tomu ;)
    Ach, Pandora... smutno strasznie...

    OdpowiedzUsuń
  20. Moja partnerka z wymiany polsko-niemieckiej wręcz kocha tę serię i ma ją w całości. Ja niestety nie mogę się do niej przekonać :/ Ale muszę przyznać- kreska autorki robi na mnie duże wrażenie :D

    OdpowiedzUsuń