Jeśli uważnie śledzicie polskie życie okołomangowe, zapewne wiecie, że istnieje mityczna Manga, Której Tytułu Nie Wolno Wymawiać. Jej fani słynęli z przeróżnych akcji mających na celu nakłonienie wydawnictw, a zwłaszcza Waneko, do wydania tego mrocznego dzieła w kraju cebuli i buraków. Niestety, owe zmasowane ataki odniosły skutek całkiem przeciwny od zamierzonego i teraz nikt nie chce nawet o tej serii słyszeć. Chodzą pogłoski, że w pewnych miejscach w Internecie można dostać bana lub ostrzeżenie za samo tylko wymienienie jej tytułu! W sekrecie powiem Wam, że zwie się ona Hoshi no Samidare i postanowiłam ją przeczytać. Tylko pamiętajcie, jeśli ktoś będzie pytał, to nic nie wiecie!
Tytuł: ,,Hoshi no Samidare"/,,Lucifer and the Biscuit Hammer"
Autor: Mizukami Satoshi
Wydawca: Shonen Gahosha
Gatunek: komedia, akcja, romans, okruchy życia, fantasy, dramat, sztuki walki, przygodowe
Grupa docelowa: shounen
Grupa docelowa: shounen
Ilość tomów: 10
Każdy japoński rysownik wie, jak powinna zacząć się porządna manga. Przepis jest prosty, najpierw bierzemy zwyczajnego nastolatka, solidnie doprawionego nieśmiałością i nierozgarnięciem, następnie wrzucamy do jego szarego życia jakąś niezwykłą postać nie z tego świata, najlepiej cycatą i skąpo odzianą. Ewentualnie możemy postawić na drodze głównego bohatera jakieś śmieszne lub dziwaczne stworzonko lub przedmiot, przez które w przyszłości zostaną nawiązane relacje z cycatą i skąpo odzianą postacią nie z tego świata. Mizukami Satoshi prawidła mangowego świata zna i rozpoczyna mangę w sposób bardzo sztampowy – do zwyczajnego studenta, zwącego się Amamiya Yuuhi, przybywa gadająca jaszczurka, która informuje go o niezwykle ważnej misji. Zagranie na miarę klasycznego shounena, jednak Hoshi no Samidare klasycznym shounenem nie jest.
Amamiya dowiaduje się, że niedługo Ziemia ulegnie zniszczeniu za pomocą gigantycznego młota, wiszącego w okolicach orbity. Dlaczego narzędzie zagłady, ochrzczone cudnym mianem Biszkoptowego Młota, nie spadło na naszą planetę do tej pory? Okazuje się, że to swojego rodzaju rozgrywka prowadzona ze złym magiem Animusem, której stawką jak los Ziemi. Nasz bohater został wybrany na jednego z dwunastu rycerzy, których zadaniem będzie odnalezienie księżniczki, pokonanie golemów wysłanych przez Animusa i ocalenie świata.
Problem w tym, że Amamiya niespecjalnie pali się do ratowania świata. Jest wyobcowanym nastolatkiem, cynicznym i dość ponurym, z ciężkim bagażem emocjonalnym z dzieciństwa. Los Ziemi obchodzi go tyle, co poprawne rysowanie dłoni autorkę yaoi. Ku rozpaczy swojego gadziego partnera, wolałby po prostu popatrzeć sobie z boku na walkę z magiem i znaleźć jakiś dobry punkt widokowy do obserwowania końca świata. Jego nastawienie zmienia się, gdy spotyka tytułową Sami, czyli Asahinę Samidare, rzeczoną księżniczkę, która miała poprowadzić dwunastu rycerzy niczym król Artur.
O, myślicie, wreszcie pojawiła się piękna dziewczyna i jej uroda zachęci bohatera do wypełnienia najbardziej klasycznej popkulturowej misji, jaką można sobie wyobrazić. Nie tym razem... Sami to energiczna chłopczyca, która nie posiada ani skąpego stroju, ani bujnych kształtów, mimo to jej pewność siebie i entuzjazm oczarowuje chłopaka. Księżniczka, w przeciwieństwie do niego, kocha świat, jednak jej miłość jest dość specyficzna. Dziewczyna tak uwielbia Ziemię, że chce posiąść ją na własność, niestety, długość życia człowieka jest nieporównywalnie krótsza od daty ważności planety, dlatego świat w końcu wymknie się Sami z rąk. Na wszystko jest jakaś rada i rezolutna nastolatka postanowiła własnoręcznie zniszczyć Ziemię i uczynić ją tym samym ostatecznie swoją. Przyznacie, jakaś logika w tym jest, prawda? Mimo wspomnianego wcześniej braku powalającej urody, Samidare wywiera wielkie wrażenie na Amamii, który ślubuje jej lojalność i obiecuje pomoc w zniszczeniu świata, ale żeby to zrobić, trzeba go najpierw ocalić przed magiem. Tak właśnie formuje się potajemna frakcja, która od tej pory będzie grać na dwa fronty. Czyż to nie doskonała kpina z wciskanego nam wszędzie motywu ratowania świata?
Stopniowo rycerze spotykają się i jednoczą, a każdy z nich jest na swój sposób specyficzny, a ich postawy i wzajemne relacje ewoluują z biegiem czasu. W ich gronie znajdziemy postacie, których raczej nie spodziewalibyśmy się zastać w tego typu mandze. Zwłaszcza duet złożony z Samidare i jej wiernego rycerza jest dość oryginalny. Tytuł angielskiego wydania brzmiący ,,Lucifer and the Biscuit Hammer" idealnie określa jej charakter, bowiem Sami to prawdziwy diabeł z piekła rodem. Choć zazwyczaj jest niezbyt mądrym żarłokiem, nie sposób odmówić jej charyzmy i pewności siebie. W swoich dążeniach jest naprawdę egoistyczna, jednak ma swoje motywy, które w pewnym momencie wyjdą na jaw. Jej oddany Igor, prawa ręka Lucyfera, czyli mówiąc krótko, Amamiya, to klasyczny przykład socjopaty, tak klasyczny, że aż momentami przerysowany, jak cała ta manga. Relacje, które łączą te dwie postacie, są dość specyficzne i ciężko nazwać je klasyczną miłością, obsesja głównego bohatera na punkcie jego ukochanej księżniczki bywa czasem autentycznie przerażająca, mimo to nie sposób nie lubić tych wybrakowanych, uroczo prawdziwych postaci.
Po opisie fabuły moglibyśmy spodziewać się obfitości szybkich zdarzeń, ratowanie świata przecież chyba tego wymaga... Akcja toczy się jednak stosunkowo wolno. Nie można powiedzieć, że jest nudno, że dzieje się zbyt mało, autor po prostu koncentruje się na kwestiach zwykle pomijanych przez mangi shounen. Jak wygląda prawdziwe życie w przerwach między walkami? W jaki sposób wybrańcy mocy podchodzą do siebie nawzajem i swojej misji? Tutaj te zagadnienia zostały rozwinięte naprawdę dobrze, przez co manga wypada naturalnie. Śledzenie codziennych treningów, porannych rytuałów i spotkań, wnosi o dziwo autentycznie dużo. Na uwagę zasługuje fakt, że postacie w tej serii umierają naprawdę, często zupełnie znienacka i nie zostają wskrzeszone gdzieś pod koniec, co jest bolączką wielu dłuższych serii. Fabuła Hoshi no Samidare bywa czasem nieprzewidywalna, zwłaszcza wtedy, gdy wszystko wskazuje na to, że bohater dostanie klasycznego power upa, a nawet jeśli jakaś postać zdobędzie nowe umiejętności, często okazuje się, że wiążą się z nimi ograniczenia i wcale nie tak prosto z nich korzystać.
Niestety, cieniem na ponadprzeciętnej całości kładzie się zakończenie, przewidywalne i mało interesujące. Rzadko to mówię, ale przydałoby się trochę więcej dramatu. Motywy maga pragnącego zniszczyć Ziemię też są jakieś takie oklepane, wręcz zbyt oklepane jak na tego typu mangę. Może to kolejny prztyczek w nos od autora, a może tylko moja nadinterpretacja.
Od strony graficznej nie ma rewelacji, postacie są rysowane w charakterystyczny, nieco kanciasty sposób. Ich projekty nie zwalają z nóg, ale kilka jest całkiem udanych. Każdemu z rycerzy towarzyszy zwierzę, będące jego partnerem i przewodnikiem, więc mangaka miał pole do popisu z rysowaniem przedstawicieli fauny. Niektóre stworzenia są przedstawione w dość realistyczny sposób, inne z kolei są bardziej uproszczone, przez co ciężko jednoznacznie ocenić umiejętności autora w tym zakresie, z pewnością potrafi on jednak rysować dynamiczne sceny, a niektóre tła są naprawdę porządne. Nie zapomina też o wiszącym na niebie młocie i przyrząd zagłady konsekwentnie pojawia się w tłach.
Bardzo szybko zrozumiałam, dlaczego Hoshi no Samidare ma takie rzesze wytrwałych fanów, sama poczułam podczas czytania dziwną chęć szantażowania wydawnictw, żeby tylko dostać tę mangę. Szkoda, że obecnie prawdopodobieństwo wydania Lucyfera i Biszkoptowego Młota w Polsce konsekwentnie dąży do zera. Z jednej strony to ciekawa manga, ale mimo wszystko w pewien sposób niekonsekwentna. Brakuje mi wyraźnej wskazówki, czy należy interpretować ją jako nieco inny shounen, czy coś świadomie wytykającego popularnym mangom schematyczne zagrania. Cóż, na to pytanie po lekturze trzeba odpowiedzieć sobie samodzielnie.
Amamiya dowiaduje się, że niedługo Ziemia ulegnie zniszczeniu za pomocą gigantycznego młota, wiszącego w okolicach orbity. Dlaczego narzędzie zagłady, ochrzczone cudnym mianem Biszkoptowego Młota, nie spadło na naszą planetę do tej pory? Okazuje się, że to swojego rodzaju rozgrywka prowadzona ze złym magiem Animusem, której stawką jak los Ziemi. Nasz bohater został wybrany na jednego z dwunastu rycerzy, których zadaniem będzie odnalezienie księżniczki, pokonanie golemów wysłanych przez Animusa i ocalenie świata.
O, myślicie, wreszcie pojawiła się piękna dziewczyna i jej uroda zachęci bohatera do wypełnienia najbardziej klasycznej popkulturowej misji, jaką można sobie wyobrazić. Nie tym razem... Sami to energiczna chłopczyca, która nie posiada ani skąpego stroju, ani bujnych kształtów, mimo to jej pewność siebie i entuzjazm oczarowuje chłopaka. Księżniczka, w przeciwieństwie do niego, kocha świat, jednak jej miłość jest dość specyficzna. Dziewczyna tak uwielbia Ziemię, że chce posiąść ją na własność, niestety, długość życia człowieka jest nieporównywalnie krótsza od daty ważności planety, dlatego świat w końcu wymknie się Sami z rąk. Na wszystko jest jakaś rada i rezolutna nastolatka postanowiła własnoręcznie zniszczyć Ziemię i uczynić ją tym samym ostatecznie swoją. Przyznacie, jakaś logika w tym jest, prawda? Mimo wspomnianego wcześniej braku powalającej urody, Samidare wywiera wielkie wrażenie na Amamii, który ślubuje jej lojalność i obiecuje pomoc w zniszczeniu świata, ale żeby to zrobić, trzeba go najpierw ocalić przed magiem. Tak właśnie formuje się potajemna frakcja, która od tej pory będzie grać na dwa fronty. Czyż to nie doskonała kpina z wciskanego nam wszędzie motywu ratowania świata?
Stopniowo rycerze spotykają się i jednoczą, a każdy z nich jest na swój sposób specyficzny, a ich postawy i wzajemne relacje ewoluują z biegiem czasu. W ich gronie znajdziemy postacie, których raczej nie spodziewalibyśmy się zastać w tego typu mandze. Zwłaszcza duet złożony z Samidare i jej wiernego rycerza jest dość oryginalny. Tytuł angielskiego wydania brzmiący ,,Lucifer and the Biscuit Hammer" idealnie określa jej charakter, bowiem Sami to prawdziwy diabeł z piekła rodem. Choć zazwyczaj jest niezbyt mądrym żarłokiem, nie sposób odmówić jej charyzmy i pewności siebie. W swoich dążeniach jest naprawdę egoistyczna, jednak ma swoje motywy, które w pewnym momencie wyjdą na jaw. Jej oddany Igor, prawa ręka Lucyfera, czyli mówiąc krótko, Amamiya, to klasyczny przykład socjopaty, tak klasyczny, że aż momentami przerysowany, jak cała ta manga. Relacje, które łączą te dwie postacie, są dość specyficzne i ciężko nazwać je klasyczną miłością, obsesja głównego bohatera na punkcie jego ukochanej księżniczki bywa czasem autentycznie przerażająca, mimo to nie sposób nie lubić tych wybrakowanych, uroczo prawdziwych postaci.
Niestety, cieniem na ponadprzeciętnej całości kładzie się zakończenie, przewidywalne i mało interesujące. Rzadko to mówię, ale przydałoby się trochę więcej dramatu. Motywy maga pragnącego zniszczyć Ziemię też są jakieś takie oklepane, wręcz zbyt oklepane jak na tego typu mangę. Może to kolejny prztyczek w nos od autora, a może tylko moja nadinterpretacja.
Od strony graficznej nie ma rewelacji, postacie są rysowane w charakterystyczny, nieco kanciasty sposób. Ich projekty nie zwalają z nóg, ale kilka jest całkiem udanych. Każdemu z rycerzy towarzyszy zwierzę, będące jego partnerem i przewodnikiem, więc mangaka miał pole do popisu z rysowaniem przedstawicieli fauny. Niektóre stworzenia są przedstawione w dość realistyczny sposób, inne z kolei są bardziej uproszczone, przez co ciężko jednoznacznie ocenić umiejętności autora w tym zakresie, z pewnością potrafi on jednak rysować dynamiczne sceny, a niektóre tła są naprawdę porządne. Nie zapomina też o wiszącym na niebie młocie i przyrząd zagłady konsekwentnie pojawia się w tłach.
Bardzo szybko zrozumiałam, dlaczego Hoshi no Samidare ma takie rzesze wytrwałych fanów, sama poczułam podczas czytania dziwną chęć szantażowania wydawnictw, żeby tylko dostać tę mangę. Szkoda, że obecnie prawdopodobieństwo wydania Lucyfera i Biszkoptowego Młota w Polsce konsekwentnie dąży do zera. Z jednej strony to ciekawa manga, ale mimo wszystko w pewien sposób niekonsekwentna. Brakuje mi wyraźnej wskazówki, czy należy interpretować ją jako nieco inny shounen, czy coś świadomie wytykającego popularnym mangom schematyczne zagrania. Cóż, na to pytanie po lekturze trzeba odpowiedzieć sobie samodzielnie.
Moja ocena:
fabuła: 7/10
bohaterowie: 8/10
grafika: 7/10
ogólnie: 8/10
To była jedna z genialniejszych mang jakie czytałem C: Podobało mi się, że fabuła nie skupiła się bardziej na walkach, ba, niby chodzi o walkę z golemami, a to tak naprawdę taka sielanka, spotkania i zabawa przyjaciół (no zginąć można), naprawdę fajnie się to
OdpowiedzUsuńczytało.
*Spoiler alert*
Ja tam się nie spodziewałem, że Anima zabije Animusa, raczej liczyłem, że on odpuści i się pogodzą, czy coś, albo pójdą do innego wymiaru się bić.
*Spoiler alert stop*
Przy tej mandze można się pośmiać, ale dużo jest też smutania, bynajmniej ja tak miałem. Nie lubię rozstań, naprawdę nie lubię, ale wszystko co dobre, szybko się kończy.
Podoba mi się też ewolucja Amamiy, z takiego "mam świat w dupie" wyewoluował w gościa, który miał dużo przyjaciół i tęsknił za Noim, chodź z początku go nie lubił.
Zakładaj ten fanpejdż bulwo!
UsuńA widzisz, że dobrze polecam. Właśnie ta codziennośc dodaje realizmu, nie ma życia od walki do walki z czarną dziurą pomiędzy.
UsuńW ogóle ta śmierć Animusa taka słaba :/ Meh.
Założę jak stuknie 30 000 wejśc, wtedy będę miała powód i nawet napiszę osobną notkę, tam podam wszystkie te szalone liczby związane z blogiem oraz słowa kluczowe, które jeżą włos na głowie.
Jak przeczytałem HnS zdecydowałem, że oddam moje życie czytaniu mang i składaniu origami, tylko muszę tą lalkę przeczytać żeby mieć czas na czytanie manguf.
UsuńZakładaj, zakładaj! Komciaj i będą wejścia C:
A piniondze na rzycie skond
UsuńMoże mi się uda zaprojektować jakieś porządne origami.
UsuńPewnie nie i zginę w rowie XD
Coś mnie musiało ominąć, bo nie słyszałam o tej mitycznej mandze, ale Biszkoptowy Młot grożący światu brzmi tak odjechanie, że muszę to przeczytać :p
OdpowiedzUsuńWiele Cię omineło, koniecznie musisz się z tym cudem zapoznać. Będzie jeszcze więcej czystego absurdu i szaleństwa ;)
UsuńWiele Cię omineło, koniecznie musisz się z tym cudem zapoznać. Będzie jeszcze więcej czystego absurdu i szaleństwa ;)
Usuń"Los Ziemi obchodzi go tyle, co poprawne rysowanie dłoni autorkę yaoi."
OdpowiedzUsuńCudowne! <3
Biszkoptowy młot brzmi zacnie. Skąd jednak w kosmicznym młocie biszkopt?
Nazwa pochodzi od tego, że Ziemia zostanie przez niego zgnieciona jak kruchy biszkopcik :D
UsuńTo wszystko wyjaśnia!
UsuńTeraz się zorientowałam, że w ogóle to kojarzę XDD A to dlatego, że przez pewien okres miałam obsesję na punkcie jaszczurek i wyszukiwałam z nimi mango. Aczkolwiek nigdy nie przeczytałam i raczej się nie zapowiada, żebym przeczytała dopóki nie zostanie przez kogoś u nas wydana.
OdpowiedzUsuńMyślę, że mang z jaszczurkami jest więcej niż tych z myszami :<
UsuńZaiste manga wydaje się oryginalna z nietuzinkowym pomysłem, więc co mi szkodzi? Trochę ta kreska mnie odrzuca, ale zapewne przy czytaniu przyzwyczaję się :3 Biszkoptowy Młotku - przybywam!
OdpowiedzUsuńCzytałam rzeczy ze znacznie gorszą kreską ;) Tu przynajmniej postacie mają zróżnicowane twarze.
UsuńHoshi było dobre, tylko na początku sie nie mogłam połapać, ale to chyba wina tłumaczenia czy coś :O i wgl kreska słaba, ale bywało gorzej no i fabuła dobra, nie ma co narzekać
OdpowiedzUsuńja to zaczęłam czytać po akcjach na forum Waneko i obczajeniu strony na fejsbuku i myślałam że to będzie kolejna beznadziejna-pewnie-ecchi-manga ale okazało się, że ci zapaleńcy serio mają rację i fajnie, jakby ktoś to jednak wydał :D
Niedługo pojawi się recenzja czegoś, co autentycznie ma slabą kreskę. Słaba kreska to eufemizm, jeśli mowa o tej mandze :D
UsuńTeż własnie zaczęłam czytać przez te akcje. Kurcze, szkoda, że Waneko jest teraz tak nieprzychylnie nastawione i mówi, że tej mangi na pewno nigdy nie wydadzą :<
Prawdopodobnie rzygam Mangą, Której Tytułu Nie Wolno Wymawiać tak samo jak Waneko po otrzymaniu setek próśb o wydanie tego u nas :)
OdpowiedzUsuńNie tknę tego kijem. Ludzie próbując przekonać wydawnictwa do jakiejś serii powinni przedstawiać zalety mangi i pokazać w delikatny sposób, że komiks cieszy się dużym zainteresowaniem. Z Mangą, Której Tytułu Nie Wolno Wymawiać jest zupełnie inaczej. Fani poszli najgorszą z możliwych dróg i jedyne co robili to łkali beznadziejnie ,,Hoshi no Samidare dla Waneko!!!!11!!oneone!!1". Nie tylko wydawnictwom się odechciało to wydawać, ale i ludziom czytać. Nie czytałam Hoshi i nie jestem w stanie ocenić tego czy jest dobrą mangą, ale mam jej już dość.
Nie no, przedstawiali zalety. Denerwuje mnie, że inni łkają jeszcze bardziej upierdliwie i piszą mniej merytoryczne prośby, a z pewnością z mniejsza fantazją, ale zostają wysłuchani. Tak bardzo podwójne standardy.
UsuńTak właśnie przechodzi się koło świetnych mang.
Tak czytam wstęp i w pewnej chwili sobie myślę: "serio?". Nie ma co się czarować, byłam mocno zaskoczona, bo pierwszy raz słyszę o tej mandze. A brzmi zdecydowanie nietypowo. Postaram się na nią zerknąć w wolnej chwili. :)
OdpowiedzUsuńI ten tytuł brzmi... apetycznie. :D
To bardzo apetyczny kąsek, ale trzeba mieć odpowiedni dystans do tej pozycji :)
UsuńZnam mangę z widzenia. Teraz mam straszną ochotę się z nią w najbliższym czasie zapoznać i chyba to zrobię. :D
OdpowiedzUsuńKoniecznie napisz jak poszło :D
UsuńNie chcieli wydać? Szkoda, ale ci, którzy zechcą ją przeczytać, to sobie poradzą i gdzieś mangę znajdą ;)
OdpowiedzUsuńAle jednak mieć wydana fajniej :<
UsuńTytuł oczywiście znam, ale jakoś wcześniej po niego nie sięgnęłam z nadzieją właśnie, że może wysłuchają próśb i go wydadzą, ale skoro marne na to szanse to chyba będę musiała zapoznać się w internetach z tą podwórkową legendą. hah xD
OdpowiedzUsuńSzanse są mniejsze niż marne, Waneko kategorycznie mówi, że jeśli jest jakaś manga, której nigdy nie wydadzą, to właśnie Hoshi no Samidare :<
UsuńCo się właściwie działo, że Waneko jest aż tak na nie ? :O. Mangę oczywiście kojarzę, bo kto by nie kojarzył ? Podsyciłaś moją chęć przeczytania, więc czas wyruszyć w poszukiwania jej w internetach :D.
OdpowiedzUsuńPo prostu notoryczne nękanie :D Na każdym kroku wyskakiwał ktoś z ,,Hoshi no Samidare Hoshi no Samidare Hohi no Samidare".
Usuńhttps://www.facebook.com/hoshinosamidareapotemjojo/?fref=ts
Waneko jaki bunt ;D
OdpowiedzUsuńKtórej to podam Ci tytuł ;) będziesz słuchać do woli ;p
Są, to jest tzw. slim, standardowe są masywniejsze co mi z kolei średnio pasuje ;)
Tsundere Waneko :D
UsuńTakiej z kobiecym wokalem i jakby cymbałkami na początku.
A są grubaski? :D Takie Wenus z Willendorfu? :D
Najśmieszniejsze i tak były ich reakcje, jak na panelu bezpośrednio się ich o wydanie tego tytułu zapytało :^). Na stoiskach też zresztą fajnie reagowali. A już najlepsze było to, jak na zeszłorocznym Mokonie kilku znajomków postawiło swoje stoisko ze sprowadzonym zza granicy brytyjskim wydaniem bezpośrednio naprzeciwko stoiska Waneko. Z tego co mi opowiadali pierwszy tomik został chyba nawet przez Waneko właśnie zakupiony.
OdpowiedzUsuńJakie reakcje, jakie? :D
UsuńSłyszałam o tej akcji z zagranicznymi tomikami naprzeciwko Waneko, lajkuję strony fanów HnS na facebooku :) Sama spamuję trochę wanekusom...
No jak ich na panelach z ziomeczkami o to pytaliśmy, to zawsze nas tak fajnie wzrokiem mierzyli, albo pytali, czy nam ktoś za to pytanie zapłacił. Na Mokonie padło nawet "No nie, to znowu oni" jak nas na sali, uśmiechniętych w pierwszym rzędzie zobaczyli.
UsuńNie no, ja muszę zacząć chyba na konwenty jeździć koniecznie XD Z koszulką z Hoshi no Samidare.
UsuńCzyli to jest ten tytuł, którego-imienia-nie-wolno-wymawiać przy wydawcach, dobrze wiedzieć. Kreska faktycznie nie zachęca, ale jak tyle ludzi męczy wydanie tej mangi, to muszę ją sprawdzić.
OdpowiedzUsuńW tym naprawdę COŚ jest :D
Usuń