Wszyscy znamy wydawnictwa szerzące w naszym kraju miłość do mang, obecnie jest ich osiem, istnieje jednak jeszcze jeden tajemniczy wydawca, który dla odmiany zajmuje się publikowaniem twórczości polskich artystów, ale wzorowanej na komiksach azjatyckich. Mówiąc krótko – mangopolo, mańgi, djny, te sprawy. Wtajemniczeni zdążyli się już pewnie zorientować, że opisuję kontrowersyjne The Cold Desire. Nic tak nie dzieli fandomu jak działalność tej grupy, jedni zachwycają się możliwością wydania pracy szarego człowieczka z Polski, inni załamują się poziomem rzeczonych dzieł oraz sposobem wydania. Czarny PR zrobiła wydawnictwu publikacja prac niejakiej Sitriel (notka o jej największym dziele już w czwartek, nie przegapcie ( ͡° ͜ʖ ͡°) ), postanowiłam dać mu jednak szansę i sięgnęłam po pierwszą część Antologii mang FANTASY. Tomik jest cieniutki jak ogonek badylarki, ale zmieściły się w nim aż cztery historie.
Tytuł: ,,Antologia mang FANTASY"
Autor: praca zbiorowa
Wydawca: The Cold Desire
Gatunek: fantasy, romans, komedia
Tom: 1
Cena okładkowa: 8,50zł
1. Pechowe Pocałunki autorstwa El
Nie macie pojęcia jak ciężko napisać coś o tej liczącej zaledwie siedem stron opowieści. Główny bohater zmaga się z przerażającą klątwą, której ciemna moc sprawia, że każda pocałowana przez niego osoba zmienia się w rybopodobne monstrum. Może to właśnie odpowiedź na odwieczne pytanie jak zostać syreną? Przyznam szczerze, że nie do końca pojęłam istotę zakończenia, ale na plus zasługuje to, że nawet w tak króciutkim oneshocie znalazły się wplecione w tło informacje na temat świata przedstawionego, które były całkiem intrygujące. Niestety wszystko psuje kreska – zwyczajnie nieczytelna i niechlujna. W założeniu miała być pewnie specyficzna, ale żeby móc bawić się we własny oryginalny styl trzeba najpierw załapać jakieś podstawy, nie każdy to Natsume Ono czy Nakamura Asumiko. El mówi, że często na jedna stronę kładzie aż trzydzieści warstw rastrów, a nawet więcej! Napaćkane tym... Ciekawe, że praca na okładce wygląda całkiem w porządku, tylko jest diabelnie nieostra. Na szczęście El pisze, że musi się jeszcze dużo nauczyć, a taka postawa jest godna pochwały i dotknięcia szczurzego uszka w nagrodę, wielka mądra mysza przemówiła.
OCENA: 3/10
2. Naril autorstwa Ignei
Jeśli mieszkasz w krainie, w której magia i polowanie na potwory są codziennością, prozą życia, to lepiej uważaj, gdy myszkujesz w graciarniach. Główny bohater niestety o tym nie wie i przez przypadek spotyka dziwną istotę o wyglądzie ładnej dziewczyny, która drzemała sobie w zaklętym naszyjniku.. Naril, bo tak się zwie to znalezione stworzenie, utrzymuje, że nie jest żadnym dżinnem, ale chętnie spełni życzenia w zamian za uwolnienie. Najdłuższa historia w zbiorku i chyba najlepsza pod względem fabularnym. Na przestrzeni ledwie trzydziestu stron autorka pokazała nam kilkoro bohaterów o całkiem nieźle zarysowanych charakterach. Piękna i silna łowczyni potworów jest dość stereotypowa, ale wzbudza sympatię, główny bohater też da się lubić. Nie pozwala się tak łatwo namówić Naril na szastanie życzeniami i podchodzi do życia dość poważnie. Mamy sporo humoru, ale, dzięki niech będą Amaterasu!, autorka nie poszła w uroczą komedyjkę, wręcz przeciwnie, znajdziemy wiele elementów przyprawiających o dreszcze. Przeszkadza mi, że taka niezła opowieść ma tak trudne do interpretacji zakończenie – chodzi mi o ostatni kadr i wyraz twarzy jednej z postaci. Rysując historię trzeba myśleć o czytelniku i zastanawiać się nad tym, jak odbierze poszczególne sceny, bo ta sama sytuacja z jego strony może zostać zupełnie inaczej zrozumiana.
Co do warstwy graficznej... Cóż, wydaje mi się, że większość najlepszych polskich grafików inspirujących się mangami nie rysuje komiksów mangopolo, ponieważ uważa, że ma na to zbyt mało umiejętności lub zajmuje się wykonywaniem prac na zlecenie. W Naril widać, że autorka jest raczej amatorką. O ile ubrania i sceny superdeformed wyglądają nieźle, to twarze są zbyt mangowo kawaiistyczne, oczy dziwnie osadzone, powieki zbyt daleko od tęczówek, nosa brak. Ale jest czytelnie, tyle dobrego.
OCENA: 6/10
3. Drzewo autorstwa Marii ,,Puciate" Augustyn
Mamy nieszczęśliwą miłość, samobójstwo, duchy, motyw samotności i niemożności nawiązania kontaktu. Mickiewicz by się cieszył i z uśmiechem na zazwyczaj chmurnej twarzy dodałby tę historyjkę do Ballad i romansów. Drzewo przywodzi na myśl również powieści gotyckie i emo blogaski o Harrym Potterze, który cierpi. Nie ma tu za wiele oryginalności, wszystko przedstawione jest skrótowo, na czym traci klimat, szkoda. Rysunek broni sięw porównaniu do reszty prac rysowniczek spod skrzydeł The Cold Desire, podoba mi się cieniowanie kreskami.
OCENA: 5/10
4. Przeklęte Miejsce – rysunki autorstwa AgataKa, historia autorstwa El
Kolejna miniaturka, tym razem wycinek z życia bandy dzieciaków, które mają ciekawe sposoby na radzenie sobie w życiu i zdobywanie pieniędzy. Coś naprawdę, naprawdę sympatycznego! Niestety jest po prostu zbyt krótko, historia nie ma tego czegoś, co wzbudziłoby w czytelniku jakieś większe emocje. Od razu rzuca się za to w oczy grafika, która jest o kilka poziomów lepsza od tej prezentowanej w pozostałych pracach, ale w końcu AgataKa rysuje profesjonalnie. Szczególnie tła są piękne, listki, drzewa, czuć puszczę, czuć przyrodę. Rysowniczka wie, jak dobrze używać rastrów, brawo! Ech, czemu tylko pięć stron...
OCENA: 6,5/10
Teraz przechodzimy do zdecydowanie najmniej przyjemnej części recenzji, mianowicie do spraw technicznych wydania. Literówki, źle postawione przecinki, co za ból, co za cierpienie! Nie jestem specjalistą w dziedzinie interpunkcji i gramatyki, ale nawet ja widzę szaleństwo, które się tu odprawia, nawet opis z tyłu okładki jest kulawy i zawiera źle użyte wtrącenie. Kocham używanie cudzysłowu w tytule oneshotów, coś pięknego, do tego mamy cudzysłów angielski, awww, słodkości, śliczności. To jest poważne wydawnictwo, to wydawnictwo jest poważne. Przed każdą mangową miniaturą mamy krótki opis autorki, zaledwie kilka zdań, naprawdę, nic wielkiego, no przecież nie można spaprać takich tekścików, tekściątek wręcz...
Haha, płonne nadzieje! Wszystko jest możliwe, gdy mamy do czynienia z The Cold Desire. Żeby nie zauważyć w dwuzdaniowym opisie zdublowanego słowa ,,komiks", o Welesie! Nie ma też jak dziwaczne zapisywanie pseudonimu, po imieniu i nazwisku, a nie między nimi. Dywizy zamiast pauz czy półpauz, dwukropek po tytule spisu treści. Wiecie, co jest najśmieszniejsze? Tu rzekomo była korekta!
Ach, stopko redakcyjna, ty śmieszku. Tutaj taki mały apel do Was – jeśli widzicie gdzieś w moim tekście źle postawione znaki interpunkcyjne, nieprawidłowe konstrukcje gramatyczne itp., to proszę, napiszcie w komentarzu, żebym mogła się doskonalić.
No dobrze, są też zalety tego wydania, na przykład duży format. Książeczka cieniutka, to nich chociaż wysoka będzie, a co! Jest podobnego formatu co powiększone wydania JPFu. Obwoluty nie ma, ale okładka jest dość sztywna, ładnie lakierowana, czyta się przyjemnie. Papier jest biały, dośc szorstki i gruby, a czerń w środku jest czernią z prawdziwego zdarzenia, tak mroczną jak serca yaoistek. Stosunkowo często pojawia się numeracja stron, leci plusik, ech, gdyby inne wydawnictwa postanowiły nie oszczędzać tak tych numerków (na ciebie patrzę, Waneko!)... Gorzej z użytą czcionką, teksty są tak ułożone w dymkach, że czasami wręcz z nich wyłażą, nie wolno w dymek rozmiaru S wstawiać kwestii wyraźnie kalibru M, to niehumanitarne.
Znam Sitriel, jej opowiadania i kreskę, więc wiedziałam, że nic gorszego raczej nie może mnie tu spotkać. Przed przeczytaniem Antologii przejrzałam prace autorek i byłam pozytywnie zaskoczona, bo były naprawdę niezłe. W zasadzie nie rozczarowałam się za bardzo tym cieniutkim tomikiem, prezentował mniej więcej taki poziom, jak oczekiwałam. Nie jest to arcydzieło, zwłaszcza grafika często wypala oczy aż do płatu potylicznego, ale da się to czytać, jest fabuła z prawdziwego zdarzenia. Można sięgnąć po Antologię, to taka ciekawostka. Cena do wygórowanych nie należy, ledwie 8,50, a znaleźć taniej też nie sztuka. Na okładce widnieje dumna jedynka, więc należy oczekiwać dalszego ciągu antologii (The Cold Desire, co by o nim nie mówić, raczej kontynuuje serie). Już ostrzę na niego recenzenckie zęby.
OCENA: 4,5/10
A więc nie jest tak źle jak przypuszczałam. Z recenzji wnioskuje, że najgorszą częścią antologii jest techniczny sposób jej wydania - czyli The Cold Desire nie umie w edycje. Sama okładka nie wygląda za dobrze, ale chodzi mi tu głównie o logo. Duże takie, niepraktyczne, psuje odbiór.
OdpowiedzUsuńCzekam do czwartku, będzie na co. Mam nadzieję, że mysza wyjdzie z tego bez szwanku, takie komiksy robią źle i ludziom i gryzoniom.
Ogólnie oprócz tego, że zawalili z edycją, korektą, no, wszystkim, to widać też, że brak autorkom jakiegos poważnego doradcy/przewodnika, który nakierowałby je na inne tory i pokazał, jak lepiej rysować kumiksy. Wiele prac pokazuje, że autorki mają potencjał, ale jedzie z ich prac amatorszczyzną.
UsuńJak się przyjrzeć postaci na okładce, to człowiek zauważa, że jednak aż tak dobrze z nią nie jest -_-
Oj, jest na co czekać. Nie wiem, czy dasz radę to przeczytać, starałam się, żeby tekst był jak najbardziej przystepny w odbiorze, żeby zrekompensować kaliber dzieUa, z którym się będziemy mierzyć... Gryzonie ogólnie są bardzo wrażliwe na złą mangę i literaturę, mysza cierpi. Szczurom myszy też nie podoba się Walkiria, bo jeden z nich zrobił na nią siku C:
To jest złe i smutne, że wydawca wydaje wszystko co mu się podsunie, nie starając się jakoś doradzić autorom. Ja uwielbiam jak ktoś się wypowiada na temat moich prac, bo wiem co poprawić, czego unikać i to zawsze pomoc, a jak tu się mają autorzy rozwijać? D:
UsuńDać radę dam, choć pewnie komentarz pojawi się w piątek, bo jadę na wycieczkę. I wyjazd mam w czwartek o 7.30 (cóż za barbarzyńska godzina, by wstać i jechać na dworzec).
To jest znak, powiadam! Tego komiksu nawet szczury nie lubią, och, ależ z nich inteligentne stworzonka. Do tego mają słaby wzrok, więc pewnie wyczuły krążącą wokół tego komiksu aurę.
Jak za 8,50zł to nie wygląda tak źle. Z drugiej strony szkoda, że niektóre z tych mang są tak krótkie-dobra fabuła przedstawiona na kilku stronach? To wymaga sporego talentu.
OdpowiedzUsuńNo właśnie dziwi mnie to, że fabularnie ten zbiorek się całkiem nieźle broni, autorce ,,Naril" aż chciałoby się załatwić jakiegoś profesjonalistę, który pomógłby jej się rozwijać rysowniczo. Te oneshoty są dowodem, że można na kilku stronach coś pokazać, a Sitriel to buła, bo zmarnowała aż sześćdziesiąt :D
UsuńBtw, Sylur obsikał Czarną Walkirię, umarłam.
Nawet nie przeczytawszy tej antologii jestem przekonana, że masz racje. Talent przekonywania, ić tym łysym grzebienie sprzedawać.
OdpowiedzUsuńO, dokładnie tak mi kiedyś powiedziała Magda, która musiała widywać się ze mną na co dzień :D Ogólnie ta antologia mnie boli, bo emanuje niewykorzystanym potencjałem.
UsuńHmm... ten tomik graficznie nie wygląda źle. Niestety z przykrością stwierdzam, że zazwyczaj wytwory (przepraszam, nie potrafię tego inaczej nazwać) publikowane przez The Cold Desire to straszliwe bohomazy, na widok których mam ochotę wydłubać sobie oczy. Korekta, jak piszesz, to czysta zgroza. Co innego pisać sobie w Internetach (gdzie mnie tam się nie chce bawić w pauzy i cudzysłowy drukarskie, tym bardziej, że tak sobie czasem coś skrobnę dla własnej satysfakcji i nikt po mnie niczego nie oczekuje :P), ale gdy się wydaje coś w druku, powinno się trzymać jednak jakiś poziom. Uważam, że są lepsze sposoby na wydanie 8,50. Szczerze mówiąc, nawet kupienie dwudziestu bułek i obłożenie się nimi wydaje mi się lepszym sposobem...
OdpowiedzUsuńTutaj takim bohomazem z prawdziwego zdarzenia jest w zasadzie tylko pierwszy oneshot. Naril i Drzewo potrzebują doszlifowania, ale są czytelne i niektóre kadry wyglądają ładnie, a ostatnia historia już w ogóle śliczna. Boli mnie, że TCD nie podpowie tym dziewczynom, co mogą zmienic, jak się doskonalić :C
UsuńJa jestem wypaczona i nawet w komentarzach wstawiam półpauzy zamiast tych nieszczęsnych dywizów, wstukiwanie kodu Alt+0150 stało się moim odruchem :D Ale fakt, w internecie każdy ma prawo popełniać błędy, wydanie czegoś drukiem to inna para kaloszy.
Akurat nie żałuję wydania tego piniondza na to, bo całkiem miło się czytało, jakaś rozrywka była. Zrobiłaś mi dzień tymi bułkami, bułą jest też Sitriel ^^
Czyli jednak nie jest tak tragicznie, jak mogłoby być. Z samymi historiami mogłabym się właściwie zapoznać (zwłaszcza gdyby jakimś magicznym sposobem same do mnie trafiły), ale nie wiem, czy dobrze zniosłabym tę "korektę". Zwykle jestem raczej wyczulona na wszelkie błędy.
OdpowiedzUsuńA ten Takano w notce wydaje się bardzo na miejscu. On na pewno zrobiłby z tą antologią co trzeba. :D
O tak, tej antologii potrzeba Takano! Naprawiłby to wszystko, podpowiedzial autorom...
UsuńO, Pućka i AgataKa tam coś narysowały? Dayum, teraz muszę to kupić!
OdpowiedzUsuńJak już tak jedziesz po tych buendach mogłabyś dać jakieś przykłady, jeden chociaż, bo jednak nabycie tego cuda trochę mi zajmie ;)
Wolę zamknięte historyjki, jak w Profanum, a nie próby szarpania się na polskiego Szonen Dżampa, jak z Otaku Max Mangą. To tutaj z kolei kojarzy mi się z antologiami Kasenu, więc tym bardziej chcę, dzięki!
Ze wcześniej przeze mnie wspomnianych powodów czwartkowej notki nie będę komciać, ale z pewnością przeczytam :)
Już się robi :D
UsuńOgólnie to tytuły opowiadań są w cudzysłowie, co tego angielskim.
,,Uparta i nieprzewidywalna wierzy że przed nią tworzenie opowieści które będą poruszać ludzi."
Coś pożarło wszystkie przecinki. To fragment opisu bohaterki, który liczy sobie cztery zdania i jest jedynym tekstem na stronie. W pozostałych zdaniach też urwało od przecinków, do tego mamy dywiz zamiast półpauzy.
,,Rysowniczka przed którą jeszcze wiele wyzwań i nauki - co ją cieszy."
;____________;
Jedziemy dalej.
,,ma długą listę języków, które chciałby się nauczyć"
Na pisanie ,,dżin" zamiast ,,dżinn" jeszcze mozna przymknąć oko, noale.
,,Wielką inspiracją zawsze był dla mnie komiks komiks japoński."
,,Podobno zniknęło tu tysiące, setki ludzi."
zniknęły
Taka próbka zła.
Ej, mi się straszne podobają te mangowe kreski bez nosa, dla mnie to zaleta ostatnio *^*
OdpowiedzUsuńZ tego co pamiętam maksymalna ilość stron zamkniętego komiksu do takiej antologii to 16, więc za wiele nie da się tu pokombinować.
Tutaj elementy twarzy sa tak niefortunnie rozmieszczone, że to raczej wada.
UsuńTutaj chyba było inaczej, bo Naril ma więcej niż 16 stron.
Słyszałam o tym tytule, ale raczej nie byłam nim zainteresowana, ale jak jest taki tani to w sumie czemu nie? Historie oprócz tej pierwszej wyglądają na całkiem spoko i kreska też nie najgorsza (z wyjątkiem Pechowego pocałunku oczywiście). Zresztą z chęcią zobaczyłabym na własne oczy te wydawnicze wpadki XD :D.
OdpowiedzUsuń